Jump to content

Materiały naturalne, sztuczne i syntetyczne - dyskusja


Jamjest
 Share

Recommended Posts

http://mrvintage.pl/2017/02/czy-wlokna-sztuczne-syntetyczne-samo-zlo.html

chyba będę musiał kupić cos plastikowego od lancerto, skoro wintydż broni się jak Mudżahedini przed ruskami

Edit: Panowie,  ja sie pseudo-znam na butach. Opinie Członków Stowarzyszenia mile widziane. Doświadczonych Użytkowników Forum również. 

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Moim zdaniem dość wyważony post. Co do płaszczy i kurtek zgadzam się, że pewna domieszka włókien sztucznych (np. poliamidu) nie wpływa na komfort użytkowania w zauważalny sposób. Co do garniturów, to jestem mniej przekonany i osobiście raczej bym się na mieszankę nie skusił. Ale z drugiej strony, ja nie katuję spodni co drugi dzień, gdyby tak było to być może zwiększona wytrzymałość tkaniny miałaby dla mnie większe znaczenie.

Link to comment
Share on other sites

13 godzin temu, swordfishtrombone napisał:

Wszystko zależy. Jak ktoś jest obwoźnym sprzedawcą (komiwojażerem) na początku kariery, stać go na jeden garnitur, bo ma kredyt studencki do spłacenia, to niech bierze woła roboczego z 20% poliestru. Jak ktoś ma 30 garniturów, a pracuje za biurkiem i jeździ Mercedesem, może sobie kupić np. garnitur albo płaszcz kaszmirowy. Sam nie mam samochodu, nakupiłem porządnych ubrań i teraz żal mi tych najlepszych do metra założyć. Strój ma być dostosowany do trybu życia.

No tak. Tylko czy prawidłową poradą w takim wypadku powinno być - kup garnitur z zaszytą w plecach plastikową torebką i katuj go codziennie, czy tez może kup dwa trzy garnitury tańsze ale z naturalnych materiałów i rotuj nimi ? Tak na zasadzie analogii do porad udzielanych w tematach o butach, zamiast jednej pary yanko kup dwie pary powiedzmy gordonów / berwicków. 

Link to comment
Share on other sites

11 minut temu, Jamjest napisał:

No tak. Tylko czy prawidłową poradą w takim wypadku powinno być - kup garnitur z zaszytą w plecach plastikową torebką i katuj go codziennie, czy tez może kup dwa trzy garnitury tańsze ale z naturalnych materiałów i rotuj nimi ? Tak na zasadzie analogii do porad udzielanych w tematach o butach, zamiast jednej pary yanko kup dwie pary powiedzmy gordonów / berwicków. 

Jest taka (mądra może średnio, ale bardzo popularna w USA swego czasu) książka "Dress for success" (lata 70-te chyba). Autor poleca właśnie dla komiwojażerów (bo wtedy ten zawód jeszcze istniał) garnitury z domieszką poliestru nie ze względu na cenę, a ze względu na gniotliwość i trwałość. Taki komiwojażer pracuje w drodze, jada w drive-inach, więc siłą rzeczy się wygniecie, a nie chce wyglądać na wygniecionego. To właśnie miałem na myśli bardziej niż cenę. Komiwojażerowi garnitur 100% kaszmir się na wiele nie przyda (nawet jeśli go stać), bo po jednym dniu już będzie mocno sfatygowany, a po paru godzinach utraci efekt "wow". Dzisiaj też są ludzie o takim trybie pracy, i dla nich, myślę, sprawdzą się garnitury z poliestrem. Tkaniny naturalne, zwłaszcza te delikatne (kaszmir jest tu idealnym przykładem) są piękne, ale dla ludzi, którzy mają odpowiednio dużą rotację w szafie i mało "ruchliwą" pracę. Chyba, że ktoś (jak ja, ale nie polecam) potrafi uzasadnić ekonomicznie zakup np. płaszcza, który założy się 2-3 razy w sezonie, na szczególne okazje, to wtedy proszę bardzo, niech kupuje dla frajdy, jego pieniądze.

Bottom line: zgadzam się z przedmówcami, że w przypadku np. płaszcza domieszka syntetyku bardzo nie przeszkadza. Ale nie dlatego, że jest nieodczuwalna (bo jest, nie oszukujmy się), ale dlatego, że płaszcz na ogół mamy jeden, góra dwa, i chcemy go nosić codziennie lub co drugi dzień przez kilka sezonów, bo drogi. W takiej sytuacji oczywiście, że pół-syntetyk to wybór lepszy niż kaszmir (przyczepiłem się do tego kaszmiru dlatego właśnie, że mam jasny kaszmirowy płaszcz na szczególne okazje, od zeszłego roku założyłem może 5 razy, ani razu nie miałem go w metrze -- jestem zadowolony, bo mam dużo płaszczy, ale jak ktoś kupi taki płaszcz jako pierwszy lub drugi, zadowolony nie będzie).

Link to comment
Share on other sites

Pomiędzy kaszmirem a domieszką poliestru jest jeszcze cała gama niskoskrętnych, trwałych i niegniotliwych wełen. A od komiwojażera ubranego w Harris Tweed, w odróżnieniu od jego spoconego kolegi w czarnym garniturze z wełną czesankową, chyba nawet kupiłbym na ulicy tani perfum. HT pognieść chyba fizycznie się nie da, a trwałość ma liczoną nie w latach, lecz w pokoleniach.

  • Upvote 5
Link to comment
Share on other sites

Przez wiele lat wykonywałem pracę wymagającą ode mnie codziennych podróży samochodem, częstego wsiadania/wysiadania, poruszania się na własnych nogach w różnych warunkach pogodowych i zawsze (poza krótkim epizodzie z koszulami bawełna+poliester - brrr!!!) zakładałem ubrania z czystej wełny (marynarki, spodnie) lub bawełny (koszule, czasem spodnie) - bez syntetycznych dodatków.

Głownie były to produkty naszych rodzimych marek (Vistula, Wólczanka), a nie przypominam sobie, bym miał kłopot z ich niewystarczającą żywotnością czy też nadmierną gniotliwością (Pomijam aspekt ówczesnego dopasowania ;-) ). 

Dlatego argument trwałości w przypadku garniturów/marynarek/spodni z domieszkami uważam za chybiony.

 

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Sam ostatnio stanąłem przed wyborem płaszcza codziennego. Jako że jest katowany niemal codziennie, a oprócz warunków pogodowych niekorzystną dla niego okolicznością jest noszenie przeze mnie bardzo cieżkiego plecaka (rynsztunek na trening, kalendarz i ksiażka do czytania w podróży) i torby płóciennej (dość ciężkiej, noszę w niej posiłki w szklanych pojemnikach, które też swoje ważą) chciałem mieć jak najbardziej pancerny płaszcz w miarę niskiej cenie, żeby go nie zniszczyć. Padło na reefera z polskiego demobilu. Płaszcz gruby i sztywny jak cholera, po dociepleniu mogłem go postawić na podłodze i de facto sam "stał". Trochę się zmiękczył po pewnym czasie, ale początki były trudne. Skład 70% wełna 30% poliester.

Nie wygląda jak milion dolarów, ale sprawdza się. Wydałem na niego w sumie 400 zł z przeróbkami (z czego 100 zł za płaszcz, a 300 za przeróbki). W takim wypadku moim zdaniem te 30% poliestru jest do zaakceptowania (aczkolwiek muszę przyznać, materiał jest ekstremalnie nieprzyjemny w dotyku - bardzo gryzący).

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Bzdura z tą gniotliwoscia. Prowadzę w płaszczu i marynarce, siedzę w marynarce cały dzień, prasuje garnitur raz na dwa miesiące,przeważnie dopiero jak mnie deszcz zaskoczy bez parasola. 

Wystarczy by wełna nie była 200gr tylko więcej i naprawdę trzeba się postarać by pogniesc garbitur tak by był efekt "nocy w upchanej walizce". No chyba że przy najmniejszym, ledwo widocznym zagbieceniu już ktoś panikuje że go zarząd zwolni za brak dbałości o siebie. 

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Dnia 7.02.2017 o 21:44, swordfishtrombone napisał:

Miałem zaległości w tym wątku (od połowy stycznia), przeczytałem i ciśnie mi się na usta pytanie: ale po co w ogóle czytać blogi sprzedawców (lub współpracowników)? Blog pani sprzedającej w lokalnym Bytomiu byście czytali? Przecież to to samo...

Można nie czytać na szczęście ;) Ale z drugiej strony, pojawia się kwestia, o której wspomniał @Hargin, że niektórzy blogerzy w branży nie pracują, a jedynie aspirują. Wychodzi na to, że tak źle i tak niedobrze. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że osoba związana z branżą, może posiadać dużą wiedzę "praktyczną", ma łatwiejszą możliwość jej nabycia oraz zweryfikowania. Może za to pojawić się zarzut o jej stronniczości, co słusznie przywołaliście, ale nie demonizowałbym aż tak.
Wiadomo, że blogi "markowe" skupią się na przedstawieniu własnego produktu, ale i tak można się z nich czegoś ciekawego dowiedzieć. Nie raz zdarzyło mi się natknąć na wartościową informację na "nowym" blogu Szarmanta, czy u Milera i zupełnie mi nie przeszkadza ich wybiórczość (w sensie pisania tylko o własnych produktach) - jest to jasne i czytelne, wiem od początku czego się spodziewać.
Z drugiej strony, mamy blogerów, którzy zdobywali szlify pracując z odzieżą i też mogli się dzięki temu podzielić wartościowymi spostrzeżeniami, vide Mr Vintage, czy Secondhand Dandy. We wpisach lub mediach społecznościowych bloga pojawiały się odniesienia do ich miejsca pracy i nie widzę w tym nic złego, nawet jeśli to była jakaś forma naturalnej reklamy.
W końcu, nie wiem ile jest obecnie blogów podobnych do mojego (kojarzę może jeden) - pracuję bezpośrednio w branży, ale blog jest niezależny od pracy. Natomiast zdobytą w trakcie tejże wiedzą, mogę się dzielić we wpisach, co, wydaje mi się, jest pozytywną wartością dodaną jeśli chodzi o treści na blogu. Mogę np. napisać artykuł o szyciu koszuli nie tylko z perspektywy tych uszytych dla siebie, ale w oparciu o setki zmierzonych sylwetek itp.

3 godziny temu, Caporegime napisał:

Bzdura z tą gniotliwoscia. Prowadzę w płaszczu i marynarce, siedzę w marynarce cały dzień, prasuje garnitur raz na dwa miesiące,przeważnie dopiero jak mnie deszcz zaskoczy bez parasola. 

Wystarczy by wełna nie była 200gr tylko więcej i naprawdę trzeba się postarać by pogniesc garbitur tak by był efekt "nocy w upchanej walizce". No chyba że przy najmniejszym, ledwo widocznym zagbieceniu już ktoś panikuje że go zarząd zwolni za brak dbałości o siebie. 

Tutaj się zgodzę, często gniotliwość wełny jest niepotrzebnie demonizowana. Sytuację dodatkowo podkręcają sami producenci, tkalnie i sprzedawcy, biorąc udział w "wyścigu zbrojeń" o wyższą skrętność, czy wprowadzając klientów w błąd nieprawdziwymi informacjami o właściwościach materiałów - kup pan wełnę 160S, na pewno się Panu nie pogniecie itp. 
Naturalna wełna dobrej jakości będzie miała nie tylko świetne właściwości higroskopijne (wchłania wilgoć i odprowadza ją z ciała), będzie również (w zależności od splotu i skrętności) mniej lub bardziej sprężysta oraz przepuszczająca powietrze i nie chłonąca szybko zapachów. Zgodziłbym się, że będzie delikatniejsza niż tkaniny ze sztuczną/syntetyczną domieszką. Jednak czyste wełny w zakresie skrętności 110-130S, to dobre tkaniny do codziennego użytku i przy rotacji "co drugi dzień", powinny spokojnie wytrzymywać obciążenia codziennej pracy biurowej.

Nie jestem jakimś gorącym przeciwnikiem sztucznych domieszek. W niewielkiej ilości nie przeszkadzają mi w spodniach, kurtkach, czy płaszczach, przeżyję również sportową marynarkę. Po prostu mając wybór, w przypadku garnituru postawię na 100% naturalnej tkaniny, bo jak słusznie zauważył @Midlife-Crisis "jestem jednak w stanie zaakceptować rzekome cechy negatywne wynikające z braku plastiku w moich ubraniach."

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

13 godzin temu, Caporegime napisał:

Bzdura z tą gniotliwoscia. Prowadzę w płaszczu i marynarce, siedzę w marynarce cały dzień, prasuje garnitur raz na dwa miesiące,przeważnie dopiero jak mnie deszcz zaskoczy bez parasola. 

Wystarczy by wełna nie była 200gr tylko więcej i naprawdę trzeba się postarać by pogniesc garbitur tak by był efekt "nocy w upchanej walizce". No chyba że przy najmniejszym, ledwo widocznym zagbieceniu już ktoś panikuje że go zarząd zwolni za brak dbałości o siebie. 

Zależy od tkaniny. Na kaszmirowym płaszczu od samego siedzenia (z szacunkiem!) mam na plecach zagniecenia, które są praktycznie nieusuwalne (z bliska widać jakby ślady cuttera, włoski na tkaninie są trwale uszkodzone), mimo kąpieli parowej po każdym noszeniu (na szczęście jeszcze się nie mechaci). Mam też marynarkę z bardzo lekkiej wełny o otwartym splocie (tropik, hopsack), która nie gniecie się w ogóle, choćbym chciał -- ale też była droga, a obawiam się, że długo nie pożyje, bo otwarty splot grozi zaciągnięciami (jak grenadyna fina).

Nadal będę utrzymywał, że przy tkaninach tanich (czy szerzej: niedrogich) przeciętny zjadacz chleba będzie częstokroć bardziej zadowolony z domieszki 10% syntetyku, niż z jej braku.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Godzinę temu, swordfishtrombone napisał:

 

Nadal będę utrzymywał, że przy tkaninach tanich (czy szerzej: niedrogich) przeciętny zjadacz chleba będzie częstokroć bardziej zadowolony z domieszki 10% syntetyku, niż z jej braku.

Zgadza się . Czasami demonizuje się dodatek sztucznych domieszek , a przecież zostały one wymyślone i wytworzone także z prostej potrzeby by poprawić właściwości użytkowe tkaniny a tym samym gotowego wyrobu. 

Link to comment
Share on other sites

Dnia 7.02.2017 o 22:11, swordfishtrombone napisał:

Wszystko zależy. Jak ktoś jest obwoźnym sprzedawcą (komiwojażerem) na początku kariery, stać go na jeden garnitur, bo ma kredyt studencki do spłacenia, to niech bierze woła roboczego z 20% poliestru. Jak ktoś ma 30 garniturów, a pracuje za biurkiem i jeździ Mercedesem, może sobie kupić np. garnitur albo płaszcz kaszmirowy. Sam nie mam samochodu, nakupiłem porządnych ubrań i teraz żal mi tych najlepszych do metra założyć. Strój ma być dostosowany do trybu życia.

Amen.

Ja też wolę kaszmir. Tylko, że mam w szafie znacznie więcej ubrań niż przeciętny mężczyzna, zatem nie noszę ich tak często by wady kaszmiru (stosunkowo szybkie zużywanie się) i innych delikatnych tkanin/dzianin, były dla mnie argumentem do rezygnacji z nich. Po prostu ważniejsze są dla mnie ich zalety np. fantastyczna miękkość kaszmiru.

Napiszę to jeszcze raz: porada o garniturze z domieszką poliestru zapewne nie dotyczy większości czytelników tego tego forum i mojego bloga, ale my jesteśmy garstką koneserów, którzy wyżej cenią cechy jakościowe niż praktyczne (chyba nikt mi nie powie, że GYW jest wygodniejszy niż New Balance). Tylko, że do mnie piszą różni panowie i aby moje porady były faktycznie użyteczne, a nie tylko teoretyczne, muszę się czasem wczuć w ich rolę i nie pisać wyłącznie z mojego punktu widzenia/siedzenia).

Rzeczywistość jest taka, że przeciętny garniturowiec, który garnitur nosi z konieczności, a nie z przyjemności, ma w szafie góra dwie sztuki, które nosi codziennie. On nie myśli o tym z czego jest ten garnitur, bo i tak nie lubi tego stroju. Dla niego priorytetem są cechy czysto praktyczne: brak konieczności prasowania, tkanina która będzie odporna na szybkie zużycie itd… Sukces linii Biznes Mix o której wspomniałem na blogu (dowiedziałem się, że sprzedają kilka tysięcy garniturów co miesiąc), nie wynika z jego ceny (bo ona jest na poziomie garniturów wełnianych), lecz właśnie z tych cech praktycznych.

  • Upvote 3
Link to comment
Share on other sites

Zależy co rozumiemy pod pojęciem wygody. Dla mnie są wygodniejsze niż  sportowe bo stopa jest stabilniejsza, w środku są naturalne materiały, mogę chodzić w takich butach kilkanaście godzin non stop. Nie widzę przewagi butów sportowych nad dobrej klasy szytym obuwiem.

  • Upvote 6
Link to comment
Share on other sites

Pogratulować w takim razie. Ja mam ponad 20 par GYW i 3-4 pary sneakersów i w kategorii wygoda bez dwóch zdań wygrywają te drugie, co nie zmienia faktu, że zakładam je kilka-kilkanaście razy w roku. GYW wygrywa urodą :)

Pomiędzy jest też Blake lub Rapid które bardzo lubię za wygodę, choć teoretycznie ta technologia jest gorsza od GYW.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

6 minut temu, mr.vintage napisał:

Pomiędzy jest też Blake lub Rapid które bardzo lubię za wygodę, choć teoretycznie ta technologia jest gorsza od GYW.

Może chodzi oto, że takie buty zapewniają Panu lepszy komfort od pierwszego użycia (vide gruba piankowa wkładka-> Crownhille) , a goodyear potrzebuje jednak czasu na dopasowanie? Pytanie jak długo taka piankowa wkładka będzie dawała komfort. Ja użytkując buty szyte GYW widzę, że mniej męczy mnie chodzenie po 12-14 h w butach. Odczuwa to także mój kręgosłup, który ewidentnie mniej mi doskwiera.

Link to comment
Share on other sites

8 minut temu, Bacio napisał:

Nie widzę u siebie szans na zrobienie 42km w butach GYW. Mam ich chyba 8 różnych par, a jednak do takiego zadania wybieram sportowe.

BTW Ciekawy pomysł na imprezę: spacer (pielgrzymka) w butach GYW na dłuższych dystansach np. Warszawa - Częstochowa :D 

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Ileś tam lat temu (a jest to z kategorii "za siedmioma górami..." ;) ), uczestniczyłem w pielgrzymce z Rzeszowa do Częstochowy, w przybliżeniu 300 km w 10 dni. Wiele osób miało najnowsze buty sportowe, na systemach, inne cuda i było super - przez pierwsze dwa dni... Potem, to tylko plastry, punkty opatrunkowe, itp. Co się sprawdzało najlepiej ? - wojskowe opinacze, lub inne pokrewne buty z twardą, uformowaną podeszwą. Kto zaliczał u nas w Bieszczadach rajdy, ten przeszedł całą drogę z uśmiechem na ustach, inni mieli prawdziwą pielgrzymkę pokutną ;) .

  • Upvote 3
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

 Share

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.