Skocz do zawartości

Dysputy ekonomiczne


Gość Nereusz

Rekomendowane odpowiedzi

@mrkaramba: a kto Ciebie sponsoruje, abyś wylewał takie głębokie przemyślenia w sobotni wczesny wieczór? napij się piwa, poluzuj szelki, odpocznij... i nie uprawiaj propagandy politycznej na forum. Wykład mec.Bartosiaka ciekawy, do własnego przemyślenia i wniosków, bez konieczności sekciarskiego skrótu, sprzedającego jedyną prawdziwą wersję "dla słabszych"..

 

Obecna polityka krajów Zachodniej Europy, to znaczy, promowanie imigracji z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, jest tak głupia i nieracjonalna, że (tak jak napisał mrkaramba), są tylko dwa wyjścia:

 

1. Nasi politycy naprawdę w to wierzą, są więc idiotami.

2. Nasi politycy w to nie wierzą, czyli działają wbrew interesom swoich narodów, są więc zdrajcami.

 

Trzeba być ślepym, żeby tego nie zauważać. Sprowadzanie "wzbogacaczy kulturowych" ma przeważająco negatywne skutki - wzrost przestępczości, wydatki socjalne, zagrożenie terroryzmem, skręt rdzennych mieszkańców w stronę nacjonalizmu. Zatem jeśli stara Europa funduje sobie sama to samobójstwo, to znaczy, że nie zasługuje na dalsze istnienie. Długo przed Huntingtonem polski historyk i filozof Feliks Konieczny trafnie zauważał, że dwie cywilizacje nie mogą pokojowe współistnieć, nie jest też możliwa ich synteza (multikulti), bo różnice w wartościach etycznych są niemożliwe do pogodzenia. Szkoda, że będziemy musieli przerabiać tę lekcję na własnej skórze...

  • Oceniam pozytywnie 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecna polityka krajów Zachodniej Europy, to znaczy, promowanie imigracji z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, jest tak głupia i nieracjonalna, że (tak jak napisał mrkaramba), są tylko dwa wyjścia:

 

1. Nasi politycy naprawdę w to wierzą, są więc idiotami.

2. Nasi politycy w to nie wierzą, czyli działają wbrew interesom swoich narodów, są więc zdrajcami.

 

Trzeba być ślepym, żeby tego nie zauważać. Sprowadzanie "wzbogacaczy kulturowych" ma przeważająco negatywne skutki - wzrost przestępczości, wydatki socjalne, zagrożenie terroryzmem, skręt rdzennych mieszkańców w stronę nacjonalizmu. Zatem jeśli stara Europa funduje sobie sama to samobójstwo, to znaczy, że nie zasługuje na dalsze istnienie. Długo przed Huntingtonem polski historyk i filozof Feliks Konieczny trafnie zauważał, że dwie cywilizacje nie mogą pokojowe współistnieć, nie jest też możliwa ich synteza (multikulti), bo różnice w wartościach etycznych są niemożliwe do pogodzenia. Szkoda, że będziemy musieli przerabiać tę lekcję na własnej skórze...

 

A dałeś już sobie "upomnienie" ? :) Ja za analogiczną szczerość w wyrażaniu poglądów politycznych mam dwa "oskary".

 

Trzeba zamknąć to forum, bo zajmujemy się totalnymi pierdołami, a u bram "płoną lasy".... na powstrzymanie "emocji" węgiel drzewny jest całkiem niezły :)

  • Oceniam pozytywnie 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • 3 weeks later...

Raczej to może być początek dość ciekawych czasów pod tytułem rozpad Unii, (kiedy ludzie zobaczą, że bez Unii też da się żyć i to być może lepiej), ruchy niepodległościowe w Europie i wytworzenie się nowych struktur, w tym, mam nadzieję - Unii "Wschodniej" gdzie Polska z innymi krajami wschodu, mogłaby stworzyć prawdziwą organizację równych z równymi (plus minus).

  • Oceniam pozytywnie 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Były już próby budowania takiej "Unii Wschodniej": za caratu jako związek narodów i może w przyszłości państw słowiańskich (lansowany przez środowiska endeckie; pojawiły się od razu próby zdominowania projektu przez Rosję), potem słynna koncepcja Międzymorza (teraz znów odżyła u piłsudczykowskich pogrobowców). Jedyną zrealizowaną koncepcją był Blok Wschodni po wojnie ;) (to ironicznie jakby co)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Caporegime napisał:

 (kiedy ludzie zobaczą, że bez Unii też da się żyć i to być może lepiej

taaa....bez kasy na: drogi lokalne i międzyregionalne, tory, tabor komunikacji miejskiej i regionalnej, modernizacji instytucji kultury, dopłat bezpośrednich dla rolników i innych; na pewno zobaczą, że żyje się lepiej.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W kwestii dopłat niestety to jest trochę kupowanie nas "tanimi świecidełkami", tak by uzależniać obywateli od Unii - czy ktoś zastanawiał się, dlaczego wszędzie są tabliczki "finansowane z budżetu Unii"? Z drugiej strony, widzimy tylko tą lekką nadwyżkę w kwestii wpłaty do UE - dopłaty (chociaż tutaj zdania są podzielone, czy na pewno taka nadwyżka jeszcze istnieje - pozostawiam do samodzielnego poszukania). Problemem jest jednak to, że często musimy się dodatkowo zadłużać - by częściowe dopłaty nie przepadły. Nie muszę chyba tłumaczyć jaka jest to strategia w sam dół - i jak szybko możemy przez to skończyć jak Grecja, gdzie za bezcen teraz można wykupywać jeszcze wartościowe aktywa. Wydaje się to kosmosem, ale niestety dzieje się - a niedługo będziemy mieć powtórkę z rozrywki pod tytułem Włochy. 

Tracimy też na dyrektywach w gospodarce które wymusza Unia - typu dodatkowa akcyza na węgiel, by przypadkiem nasz nie był konkurencyjny względem zachodnich sąsiadów. Kwestia tego, że nasze rozmowy z zachodnimi potęgami nie są na zasadzie "równy z równym" nie będę wspominał - ale czy naprawdę wierzymy, że im zależy na rozwoju Polski, czy na utrzymywaniu jak najdłużej naszej gospodarki w stanie taniej siły roboczej. Fajnie, że możemy pracować w takiej Anglii praktycznie od ręki - ale akurat Polska pozostając w UE, nie może samodzielnie podobnych umów zawrzeć bezpośrednio z Anglią, tylko zdana jest na decyzje Unii. 

Dodam jeszcze na koniec, że już pojawiły się pomysły w Unii, aby jednak stworzyć nową Unię, tylko akurat bez krajów wschodnich. A z Estonią, Węgrami, Litwą, Łotwą, Słowacją, być może możliwe byłoby realizowanie naprawdę wspólnych interesów. 

 

Warto mieć z tyłu głowy też negatywne skutki bycia w Polski Unii - ja osobiście uważam, że o ile Polska samodzielnie poza Unią by jednak bardziej straciła, o tyle rozpad całej Unii - nie do końca musi wyjść wszystkim tylko na złe. 

  • Oceniam pozytywnie 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się tylko, czy w naszym kraju ktoś by się zebrał, żeby zrobić to, co zostało zrobione, bo było dofinansowanie. Oczywiście kredyty były wzięte, ale przecież mniejsze niż gdyby dopłat nie było. Tak czy inaczej, uważam, że bez dofinansowania nie byłoby też realizacji różnych przedsięwzięć. Ważne jest też, żeby ktoś zadłużeniem mądrze zarządzał, żeby nie doprowadzić do sytuacji jaka miała miejsce w Grecji.

  • Oceniam pozytywnie 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kraje dobrobytu ł(l)aski nam nie robią, bo gro tych pieniędzy wraca do ich gospodarki. Inna kwestia, jak te środki wykorzystujemy (o marnotrawieniu pieniędzy na absurdalne projekty było aż nadto głośno)
Ja mam do UE podejście na poły chłopskie (pazerność, dają-bierz, dój ile się da), na poły endeckie (podejście ściśle pragmatyczne, na razie więcej korzyści). Gdy kaska się skończy, zacznie się narzucanie tzw 'europejskich wartości' i to może w ramach jakiegoś superpaństwa, będziem kombinować (celowo użyłem tego słowa, bo prawdziwych mężów stanu, analityków i strategów przewidujących różne warianty jak drzewiej np. Dmowski nie widzę)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może trochę inny temat, skrótowo, lecz mądry zrozumie: jak się ma wypuszczanie "próbnych balonów" w postaci płacy podstawowej, np. Szwajcaria, Finlandia do zapraszania milionów niewykwalifikowanych analfabetów na rynek pracy? Bo jeżeli ktoś myśli, że "zachodnie" rządy (czytaj przemysł) zezwoliłyby na to myśląc "humanistycznie" jest historyczno-ekonomicznym laikiem. Na najbliższe lata da to wynik ekonomiczny "plus" (po co budować nowoczesne fabryki w niestabilnej politycznie Afryce mogąc pod otoczką "europejskiego humanizmu" sprowadzić niewolników do pracy w Europie, tworząc przy okazji wewnętrzny rynek zbytu) Co jednak dalej? Postępująca informatyzacja i automatyzacja procesów produkcyjnych wymusza z definicji ograniczanie zatrudnienia. A więc co, ogromna masa ludzi znajdzie się bez pracy i sondowanie przez przemysł czy da się wyżyć za 1000 Euro (nie znam dokładnie kwot, mogą być różne) jest firmą ucieczki do przodu i kosztem uspokojenia przyszłych, być może, rewolucyjnych nastrojów?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strasznie cynicznie to ująłeś Tomi (zresztą pewnie słusznie), ale do tego to się chyba sprowadza. Zmianę struktury zatrudnienia w czasie bardzo dobrze pokazuje przykład Anglii (http://www.bbc.co.uk/schools/gcsebitesize/geography/economic_change/characteristics_industry_rev3.shtml).

Analogiczne procesy postępują własnie z różną prędkością dla krajów drugiego i trzeciego świata - mechanizacja rolnictwa, następnie rozwój przemysłu a potem usług i na samym końcu czwartego sektora - badań i rozwoju. To jest "naturalny" proces i sam w sobie nie powinien być szczególnie niebezpieczny. 

W moim odczuciu sednem problemu jest to, że (najprawdopodobniej) rozwój tych krajów nie nadąży za galopującą automatyzacją. Co mogłoby być katastrofalne w skutkach, szczególnie dla krajów takich jak Indie i Chiny - z gospodarką opartą na produkcji i gigantyczną populacją. Co zrobić z miliardami ludzi bez pracy? Albo inaczej, co jest w stanie zrobić miliard(y) zdesperowanych głodnych ludzi? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzenie na UE przez pryzmat składek i dotacji jest jak patrzenie na małżeństwo przez pryzmat gotowanych przez żonę posiłków w zamian za naprawianie przez męża samochodu. Niby proste na chlopski rozum, ale tak na prawdę, nie o to chodzi.

Ważne jest to, że jest wspólny rynek, dla bogatych łatwy dostęp do tańszej relatywnie siły roboczej, dla biedniejszych do lepszych płac - jedni i drudzy zyskują. Ważna jest swobodna wymiana know-how. Ważne są korzyści skali. Gospodarka bardziej otwarta rozwija sie lepiej niż bardziej zamknięta. Wszyscy na tym zyskują.

Też im bardziej mamy możliwość poznania innych krajów, mieszanych małżeństw, tym bardziej uodparniamy się na demagogię, że ktoś z innego kraju jest zły i chce nas atakować i mniej jesteśmy skłonni brać udział w wojnie przeciwko innym krajom, to też ważne. Na przykład jak pobędziemy jeszcze troche w UE, prawie nikt za kilkadziesiąt lat nie poprze wojny z innym krajem, którego mieszkańców zna. Z zewnątrz też nas nikt nie zaatakuje, bo jako wspólnota jesteśmy więksi. Na pewno łatwiej zaatakować małego i samego.

A tego, że na skutek rozwoju technicznego zabraknie pracy, ludzie obawiali się w zamierzchłej przeszłości i już dawno wiadomo, że to nie będzie miało miejsca. Po prostu ludzie mogą wydawać mniej na jedzenie, a więcej na gry z pokemonami. Dawniej uprawialiśmy rolę, później robiliśmy produkty, a w przyszłości możemy sobie czesać włosy, usuwać znamiona, skakać na spadochronie, robić gry komputerowe, prowadzić knajpy, a jak już sadzić ziemniaki to ekologiczne czyli droższe lub na masową skalę czyli efektywnie.

Wysłane z mojego A0001 przy użyciu Tapatalka

  • Oceniam pozytywnie 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Polacy uważają, że rodzice powinni pomagać swoim dzieciom w kupnie mieszkania
 

Ponad połowa Polaków uważa, że rodzice powinni wspierać finansowo swoje dzieci w zakupie mieszkania – wynika z międzynarodowego badania „Finansowy Barometr ING”. To jeden z najwyższych odsetków w Europie.

56% Polaków podziela opinię, że wsparcie młodych ludzi w nabyciu mieszkania to powinność rodziców. To trzeci najwyższy wynik w Europie - obok Turcji (75%) i Włoch (60%). W większości państw przeważają osoby, które nie podzielają takiej opinii. W badaniu „Finansowy Barometr ING” wzięło udział 13 krajów, m.in. Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Czechy, Rumunia i Turcja.

W państwach, w których panuje przekonanie, że rodzice powinni udzielać wsparcia dzieciom w zakupie mieszkania, pomoc z ich strony jest częstsza. Co drugi właściciel mieszkania w Polsce otrzymał od rodziny wsparcie przy nabyciu swojego mieszkania - 25% osób je odziedziczyło, 13% dostało od rodziców lub dalszej rodziny, a 12% otrzymało wsparcie finansowe.

Dwie trzecie Polaków posiada lub współposiada mieszkanie

Dwie trzecie dorosłych Polaków mieszka we własnym mieszkaniu (67%), a jedynie co siódmy je wynajmuje (15%). To jeden z najwyższych odsetków w badanej grupie. Pod tym względem bliżej nam mieszkańców Europy Południowej niż Zachodniej, gdzie wynajem mieszkań jest znacznie bardziej popularny. Na przykład w wynajmowanym lokalu mieszka 57% Niemców, 46% Austriaków i 39% Holendrów.

Większość Polaków jest właścicielami mieszkań i chce mieszkać lokalach, które posiada na własność. Wynika to w dużej mierze z polityki mieszkaniowej państwa, która od 1989 r. konsekwentnie wspiera zakup mieszkań i domów, a nie ich wynajmowanie. Temu służyło zarówno uwłaszczenie mieszkań spółdzielczych, jak i dopłaty do kredytów hipotecznych. W efekcie, mieszkań na wynajem jest niewiele, są niskiej jakości, bez możliwości długotrwałego zasiedlenia i z wysokim czynszem. Trudno się dziwić, że Polacy, nawet niezamożni, pragną mieszkać na własnym i oczekują wsparcia rodziny lub państwa w realizacji tego celu - mówi Karol Pogorzelski, ekonomista ING.

Dopiero od niedawna celem polityki mieszkaniowej stało się wsparcie rynku najmu. Wynajem sprzyja mobilności oraz nie wymaga ponoszenia ryzyka związanego ze spłacaniem kredytu hipotecznego. Dlatego dla wielu osób, szczególnie mało zamożnych, może to być lepsze rozwiązanie niż zakup własnego mieszkania na kredyt. Aby jednak Polacy przekonali się do wynajmu, musi znacznie poprawić się oferta mieszkań, pod względem ich jakości, ilości i ceny – dodaje Karol Pogorzelski.

Polacy dobrze oceniają swoją sytuację mieszkaniową. Najemcy mniej zadowoleni od właścicieli mieszkań

Polacy zaskakująco dobrze oceniają swoją sytuację mieszkaniową, dotyczy to blisko czterech na pięciu właścicieli mieszkań (79%). W przypadku najemców satysfakcja jest wyraźnie niższa niż osób posiadających własne „M”, niezależnie od tego, czy ci ostatni kupili je na kredyt. Polscy najemcy są rzadziej zadowoleni ze swojej sytuacji, niż osoby wynajmujące mieszkania w innych krajach w Europie.

Od dołka w 2012 roku ceny mieszkań nieznacznie wzrosły, ale większa dynamikę wykazują  wynagrodzenia Polaków. W efekcie dostępność finansowa mieszkań uległa poprawie. Za przeciętne miesięczne wynagrodzenie można dziś kupić od 0,75 do 1,05 m2 mieszkania. Jeszcze w 2008 r. było to 0,45 do 0,6 m2. Oznacza to, że w ciągu ostatnich 8 lat dostępność wzrosła o ok. 60%. Co prawda dynamika kredytów hipotecznych słabnie, ale sprzedaż mieszkań utrzymuje dwucyfrowe wzrosty. Polacy muszą jednak częściej  sięgać po swoje oszczędności – mówi Rafał Beneckigłówny ekonomista ING.

 

Deficyt mieszkań w Polsce i rozpowszechniona własność prywatna powodują, że Polacy mają wysokie oczekiwania w zakresie pomocy w zakupie mieszkań. Znacznie częściej niż inne nacje liczą na pomoc rodziców. Powodem tych oczekiwań jest też niska siła nabywcza osób młodych. Ważną rolę do odegrania ma tutaj państwo, ale znane przykłady programów wspierających kupno mieszkań to zwykle duży koszt dla budżetu – dodaje Rafał Benecki.

Większość mieszkań w Polsce nie jest obciążona kredytami

W Polsce odnotowano także największy udział właścicieli mieszkań nieobciążonych kredytem – aż 81%, podczas gdy przeciętnie w Europie jest ich 61%. Kredyt hipoteczny spłaca obecnie co piąty właściciel mieszkania w Polsce (18%). To najniższy odsetek ze wszystkich państw biorących udział w badaniu „Finansowy Barometr ING”. Kredyty hipoteczne są najbardziej rozpowszechnione w krajach Beneluksu - w Holandii spłaca je aż 83% właścicieli mieszkań, w Luksemburgu 56%, a w Belgi 47%.

 

Dwie trzecie Polaków jest zadowolonych ze swojej sytuacji mieszkaniowej

Ponad dwie trzecie właścicieli mieszkań w Polsce jest zadowolonych ze swojego „M” (69%). Mimo gorszych warunków, Polacy nie różnią się pod tym względem istotnie od przeciętnego mieszkańca innych państw europejskich. Niższy poziom zadowolenia odczuwają m.in. Włosi (63%), Niemcy (66%) i Brytyjczycy (67%).

Cenimy sobie bezpieczną okolicę, narzekamy na koszty najmu i raty kredytu

Polacy pytani o powody zadowolenia ze swojej sytuacji mieszkaniowej, najczęściej wskazują na bezpieczną okolicę (73%), bliskość udogodnień np. sklepów (72%) oraz krótki czas dojazdu do pracy (72%). Najemcy najczęściej narzekają na koszty najmu (57%), efektywność energetyczną swojego mieszkania (53%) oraz jego wielkość (45%). Posiadacze mieszkań na kredyt jako powód niezadowolenia wskazują najczęściej na wielkość mieszkania (42%) oraz koszty raty kredytu (40%).

Finansowy Barometr ING to cykliczne badanie Grupy ING, badające zachowania i postawy konsumentów wobec zagadnień finansowych w Polsce i na świecie. Badanie zostało przeprowadzone w czerwcu 2016 r. w 13 krajach: Polska, Austria, Belgia, Czechy, Francja, Hiszpania, Holandia, Luksemburg, Niemcy, Rumunia, Turcja, Wielka Brytania, Włochy W badaniu wzięło udział 12 797 respondentów, w tym 1027 z Polski.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To dodam może do tej statystyki, że w Chinach odsetek osób, które uważają, że rodzice powinni pomóc przy zakupie mieszkania to pewnie ponad 90%. A to, że należy posiadać własne mieszkanie potwierdzi tam każdy facet który chce się ożenić, bo bez tego taki plan się raczej nie powiedzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śpieszę poinformować, że jest Bardzo Niedobry. :)

Państwo nic od siebie nie daje, tzn. wartość dodana jest bardzo wątpliwa a koszty realne. Typowy program polegający na redystrybucji dochodów, czyli finansowany z podatków na które wszyscy się zrzucają. Baza beneficjentów jest bardzo szeroka, co nie sprzyja racjonalizacji (o ile w ogóle można to analizować w takich kategoriach) wydatków. Beneficjentem jest zarówno kasjerka z marketu (z jej perspektywy ten program to dar losu) jak i manager z prywatnej spółki zarabiający np. 6 x tyle co kasjerka.

Program wymagał zatrudnienia dodatkowych urzędników - słyszałem o 2 tysiącach co w skali gospodarki nie jest dużo ale daje wyobrażenie jak łatwo poprzez takie etatystyczne programy można zbijać polityczny kapitał.

Jak wiadomo władza lubi operować na dużych liczbach

  • Oceniam pozytywnie 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koledzy-

na money.pl jest artykuł o ogłoszonym dzisiaj programie mieszkaniowym "Mieszkanie plus"

http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/mieszkanie-plus-pis-pokazal-nowy-program,53,0,2097205.html

To jest dopiero ekonomiczne SF. Koszt najmu 10-20 pln za m2 oznacza 500-1000 PLN za 50 m2.

Przecież nawet miejsce w państwowym akademiku kosztuje drożej! Co akapit to babol ekonomiczny. Nad tym warto podyskutować, prawdziwe szklane domy ...

(wytłuszczenia w tekście moje)

Cytuj

Mieszkanie plus to pierwsze kompleksowe rozwiązanie problemów mieszkaniowych Polaków - powiedziała premier Beata Szydło, prezentując założenia nowego programu mieszkaniowego. Czynsz w wybudowanych w ramach programu mieszkaniach będzie wynosił 10-20 zł za metr kwadratowy. Budowa pierwszych mieszkań ma ruszyć w 2018 r. Rząd nie ujawnił jednak na razie ani kosztów programu, ani źródeł jego finansowania.

- Chcemy, żeby Polacy mieli szansę na godne mieszkanie, ale żeby to nie wpływało na standard ich życia - mówiła premier. W programie preferowane będą rodziny wielodzietne, o najniższych dochodach. Takie właśnie rodziny będą mogły się wprowadzić do wybudowanych przez rząd mieszkań w pierwszej kolejności.

- W Polsce deficyt mieszkań jest problemem nierozwiązywalnym. Zwłaszcza dla tych, którzy nie mają zdolności kredytowej - wtórował minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. - Około 40 proc. Polaków nie ma zdolności kredytowej, nie może kupić mieszkania i nie może wynająć mieszkania na wolnym rynku - mówił.

Jak szacuje Adamczyk, rząd przyjmie program przed końcem roku. W połowie przyszłego roku ma być gotowy pakiet potrzebnych ustaw, a budowa pierwszych bloków ma ruszyć na początku 2018 r.
Trzy filary programu

Jak wyjaśniał Adamczyk, program "Mieszkanie plus" będzie się opierał na trzech filarach: Narodowym Funduszu Mieszkaniowym, w którym skupione będą należące do Skarbu Państwa grunty, wspieraniu budownictwa społecznego i spółdzielczego, oraz na Indywidualnych Kontach Mieszkaniowych, na których Polacy będą mogli oszczędzać na kupno albo remont swojego mieszkania.

Program ma umożliwić zdobycie własnego mieszkania tym, którzy mają za niskie dochody by móc je kupić, a jednocześnie są zbyt zamożni, żeby przysługiwało im lokum od samorządu. Rząd chce, by można było wynajmować mieszkanie po stawkach znacznie niższych niż rynkowe. Lokator, który płaciłby regularnie czynsz, po określonym czasie stawałby się właścicielem mieszkania. Według rządowych wyliczeń, w takiej sytuacji może być 40 proc. Polaków.

Przedstawiciele rządu Beaty Szydło, a szczególnie odpowiedzialny za budownictwo wiceminister infrastruktury Kazimierz Smoliński, od dawna zwracali uwagę, że rząd będzie odchodził od wspierania „własności mieszkaniowej”. I tu jest główna różnica między programem "Mieszkanie plus" a poprzednimi formami wspierania budownictwa mieszkaniowego. Zarówno "Rodzina na swoim", jak i "Mieszkanie dla Młodych" koncentrowały się na dopłatach do kredytów hipotecznych, które jednak każdy musiał zaciągnąć i spłacać sam.

Na razie Polacy wolą mieszkać na swoim. Rynek najmu obejmuje zaledwie 4 proc. mieszkań, podczas gdy lokale własnościowe to ok. 85 proc. ogółu.
10-20 zł za metr

- Nikt nie będzie z tego programu wyłączony - zapewnił minister infrastruktury. - Co najwyżej będzie daleko w kolejce oczekujących - dodał. Oznacza to, że nawet ci, których stać na własne mieszkanie, będą mogli wynająć lokum od państwa. O ile starczy dla nich lokali. Czynsz w mieszkaniach budowanych w ramach programu ma wynosić między 10 a 20 zł za metr kwadratowy. To będzie zależało od lokalizacji mieszkania.

- Stawka czynszu na poziomie 10-20 zł za metr kwadratowy jest bardzo atrakcyjna na tle ofert rynkowych. Średnie ceny oczywiście bardzo różnią się w zależności od miasta, w Warszawie na przykład ta stawka to średnio 50 zł za metr kwadratowy, w innych dużych miastach to 25-35 zł. Widać więc, że ta oferta będzie atrakcyjna – mówi money.pl Marcin Krasoń z Home Broker.

Analityk nie spodziewa się jednak, żeby przez ten program mocno spadły rynkowe ceny wynajmu. - Mogą spaść jedynie w ograniczonym zakresie, ponieważ i zasięg tego programu będzie ograniczony. Co prawda teoretycznie każdy będzie mógł skorzystać z programu Mieszkanie plus, ale w praktyce ci lepiej zarabiający będą musieli czekać w kolejce przez lata – dodaje Krasoń. Z drugiej strony jednak przyznaje, że program Mieszkanie plus bardzo pozytywnie wpłynie na rozwój rynku najmu w Polsce, który jest zapóźniony w stosunku do innych krajów europejskich.

Czynsz w programie "Mieszkanie plus" ma być niski, bo i koszt wybudowania metra kwadratowego ma być znacznie mniejszy niż w przypadku budynków budowanych przez deweloperów, czy spółdzielnie. Ma tak być dlatego, że rząd chce, by budynki powstawały na terenach należących do Skarbu Państwa. Chodzi między innymi o tereny należące do PKP.

Zdaniem Krasonia koszt budowy szacowany przez ministerstwo na poziomie 2,5 tys. zł za metr kwadratowy i to w stanie wykończonym jest zupełnie realny. – Jeśli da się w małych miastach budować i sprzedawać mieszkania po 3 tys. zł za metr kwadratowy, to znaczy, że również w dużych miastach będzie to możliwe, o ile rzeczywiście odpadnie koszt gruntów, na jakich mieszkania będą budowane – twierdzi analityk Home Broker.

Pojawia się jednak pytanie, na jakich zasadach te grunty będą przekazywane? - Od początku mówiło się o tym, że mieszkania będą budowane na gruntach należących bezpośrednio lub pośrednio do Skarbu Państwa. Ale to są przecież grunty należące do rządowych agencji lub spółek Skarbu Państwa. Jakbym był prezesem takiej spółki, nie byłby zachwycony że zabiera mi się majątek – mówi Krasoń.

Wiceminister infrastruktury Kazimierz Smoliński wyjaśnił na piątkowej konferencji, że spółki, do których należą grunty, będą otrzymywały w zamian za przekazanie terenów na potrzeby programu jednostki uczestnictwa.
Co z pieniędzmi

Podczas piątkowej prezentacji programu nie padły jednak informacje o przewidywanych kosztach programu, ani o źródłach jego finansowania. Minister Adamczyk stwierdził jedynie, że środki na realizację programu rząd weźmie "w oparciu o nieruchomości państwa". Wiadomo także, że narodowy fundusz mieszkaniowy nie będzie zasilany z budżetu. - Te nieruchomości (czyli należące do Skarbu Państwa - money.pl) zostaną wykorzystane do zabudowy mieszkaniowej, ale te nieruchomości też zostaną wykorzystane po to, aby swoisty bank ziemski, jakim będzie Narodowy Fundusz Mieszkaniowy również generował środki finansowe na realizację tego programu, operując na nieruchomościach, które zostaną przekazane do Narodowego Funduszu Mieszkaniowego" - tłumaczył Adamczyk. Więcej konkretów zabrakło.

Wiceminister Smoliński nie był też w stanie powiedzieć, ile mieszkań powstanie. Rząd nie ma jeszcze spisu gruntów, na których chce budować. - Chcemy zaspokoić potrzeby mieszkaniowe Polaków. To będzie trwało około 10-15 lat - odpowiedział na pytanie, ile mieszkań powstanie w pierwszym rzucie. Zaznaczył też, że nie chce podawać dokładnej liczby planowanych lokali, bo PiS już raz taką liczbę podał i ona była wypominana tej partii przez dziesięć lat. Chodzi o obietnicę zbudowania trzech milionów mieszkań.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.