Skocz do zawartości

Muzyka dla naszych uszu


booe

Rekomendowane odpowiedzi

Skoro są łatwiejsze, to chyba powinny być częściej grane. :P

Hm, w jakiej kolejności by odpowiadać?... :)

Technika nie jest najmocniejszą z moich stron, choć gdyby mi na tym zależało, to łatwiejsze etiudy Chopina byłyby dla mnie osiągalne. ;) Jak już powiedziałem, romantyzm to nie moja ulubiona epoka, a na pewno nie od strony wirtuozowskiej (co wcale nie jest spowodowane brakami w mojej technice, choć, prawda, żaden ze mnie wirtuoz :) ). Z tego okresu preferuję programowe suity i miniatury Schumanna i Griega.

Mam co najmniej dwie znajome, dobre nauczycielki, które mogą mi w każdej chwili pomóc przy dopracowywaniu repertuaru, kiedy zacznę brać jakieś poważne kroki w kierunku studiów muzycznych. :) Na razie kształcę się bardziej teoretycznie, czytam na temat instrumentacji, orkiestracji i kontrapunktu. Biorę też pod uwagę kompozycję, ale do tego (przynajmniej w Warszawie) nie są mi potrzebne żadne etiudy, tylko utwór polifoniczny i dowolny, z tym nie miałbym problemu. ;)

O tak, jestem wielkim zwolennikiem muzyki dwudziestego wieku. :) Messiaena oczywiście znam i lubię! Bardzo podoba mi się jego twórczość organowa, jak też i jego równie utalentowanego rówieśnika Jehana Alaina, o którym pisałem niedawno na moim blogu. Mam utwory ich obydwu przy mojej konsoli organowej (tak, na organach też gram :) ). Z utworów fortepianowych Messiaena, rozczytywałem kilka części Vingt Regards, ale zająłem się innymi utworami i odłożyłem ich dopracowanie na kiedy indziej. Catalogue d'Oiseaux dopiero przede mną. ;)

Czerny raczej odpada, nie podoba mi się, a ja gram jedynie to, co mi się podoba. :) Chodziłem kiedyś na lekcje do nauczycielki, z którą grałem prawie całą lekcję Hanona i Czernego, wypisałem się (choć może też dlatego, że miała psa, który, jak mi się wydaje, miał ochotę mi się rzucić do gardła :) ). Ale też sporo mnie nauczyła na temat harmonii, więc nie można powiedzieć, że zmarnowałem czas i pieniądze. ;)

Którą etiudę Debussy'ego sugerowałby Pan?

Pozdrawiam, Dr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mały przegląd rzeczy ciekawych:

Soft Machine- Third:

Jedno z wspanialszych wytworów w historii muzyki popularnej, awangardowy jazz, z elementami psychodelicznymi, wspaniałość, godzina i kwadrans muzycznej hipnozy, technicznie wyrafinowanej. Największe dokonanie tego wspaniałego brytyjskiego zespołu, który ma na swoim koncie jeszcze co najmniej kilka świetnych płyt, jednak "3" to twór, nie boję się tego słowa, genialny.

http://www.youtube.com/watch?v=Ovor_ZWrAm8

Captain Beefheart & his Magic Band- Trout Mask Replica:

Don Van Vliet, legenda rockowej awangardy, przyjaciel Franka Zappy, zwany "Kapitanem wołowe serce", w trzecim albumie swojego zespołu, na którym znajdziemy muzykę czerpiącą zarówno z rocka psychodelicznego, z jazzu, bluesa, oraz z obszernej wypełnionej dziwnymi pomysłami głowy "Kapitana". Owy album nie każdemu przypadnie do gustu, ponieważ jest pod wieloma względami nietypowy, aczkolwiek dla ludzi o "otwartych horyzontach" powinien wydać się ciekawy:

http://www.youtube.com/watch?v=1mi8vz_3tZc

Miles Davis- A Kind of Blue- fantastyczny jazzowy klasyk, rozpisywanie się na ten temat nie ma za wiele sensu, szczególnie że album to bardzo znany:

http://www.youtube.com/watch?v=hB669XXjnUg

Frank Zappa- The Grand Wazoo:

Ewidentnie najlżejszy w odbiorze z wymienionych album, Zappa w bardzo wysokiej formie, album nie przegadany, co Frankowi się notorycznie zdarzało, nawet na płytach które można uznać za dobre (nie wspominając o tych beznadziejnych, ale jak się wydaje ponad 100 albumów w 30 lat...), bardzo wysokiej klasy jazz-rockowe granie, przyjemne zarówno pod względem "rozrywkowości" jak i poziomu muzycznego, odprężające i przyjemne:

http://www.youtube.com/watch?v=IYKkjDuj ... F215C33A9A

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jest to może jakaś rzadka perełka, ale chciałbym polecić utwór z jednego z moich ulubionych albumów floydów, "The Animals" (1977):

- Sheep http://youtu.be/tcRYdVlGXNQ

Polecam też resztę albumu.

PS. http://youtu.be/4sVShT6nVTA

Jak akurat dość lubię Floydów z tego okresu, o tyle dużo ciekawszą muzykę grali w latach 60', zaczynając od psychodelii, a na awangardzie kończąc (Ummagumma), Pink Floyd z lat 70' to dobra muzyka, ale to tak naprawdę nie jest nawet rock progresywny, a jedynie lekko "progresujący" że tak się wyrażę, świetny na początek przygody z tego typu muzyką, jednak jeżeli ktoś chce posłuchać czegoś naprawdę progresywnego to należy szukać trochę w innym miejscu, coś pokroju King Crimson albo Magmy, z zespołów bardziej znanych. Dlatego śmieszy mnie nieco nazywanie wszem i wobec Pink Floyd "najlepszym zespołem progresywnym wszech czasów"

Drim Fijater- najbardziej nadęty i najnudniejszy zespół XX wieku :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko nie usłyszeć podobieństwa, ale ponieważ Dogs trwa dość długo, to oprócz tej podobnej linii melodycznej jest jeszcze dużo więcej elementów za który lubię ten utwór: świetna solówka, tekst itd. Time Flies też słucha się przyjemnie, dzięki za link.

Jak akurat dość lubię Floydów z tego okresu, o tyle dużo ciekawszą muzykę grali w latach 60', zaczynając od psychodelii, a na awangardzie kończąc (Ummagumma), Pink Floyd z lat 70' to dobra muzyka, ale to tak naprawdę nie jest nawet rock progresywny, a jedynie lekko "progresujący" że tak się wyrażę, świetny na początek przygody z tego typu muzyką, jednak jeżeli ktoś chce posłuchać czegoś naprawdę progresywnego to należy szukać trochę w innym miejscu, coś pokroju King Crimson albo Magmy, z zespołów bardziej znanych. Dlatego śmieszy mnie nieco nazywanie wszem i wobec Pink Floyd "najlepszym zespołem progresywnym wszech czasów"

Dlatego staram się nie klasyfikować muzyki kiedy to tylko możliwe, znacznie ułatwia życie, niestety ucina to dyskusje znajomym gatunko-znawcom :) Mi wybitnie odpowiada ich styl z lat 70', może się ze mną nie zgodzisz, ale zbyt "upsychodelicznionej" muzyki ciężko się słucha i ucieka gdzieś ta przyjemność. Dlatego np. nie lubię muzyki Satrianiego, mimo że to świetny gitarzysta.

A teraz coś z zupełnie innej beczki:

http://youtu.be/rMvuTp_eHVU

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O Herbie Hancock...wybieram się na jego koncert w warszawskiej Sali Kongresowej, 15 Lipca, moim zdaniem jeden z większych spadkobierców stylu Milesa, warto zobaczyć na żywo.

Satriani nie ma za wiele wspólnego z psychodelią, on gra...zwykłem się to określać dość dosadnie "masturbacją gitarową", chodzi o to że ten koleś gra przez 30 minut solówkę i jak trudna by nie była to jest nudna i mdła (ten sam grzech co w przypadku Drim Fijater), on ma tylko technikę, nie ma zmysłu improwizacyjnego, zmysłu kompozytorskiego, np dużo wyżej z gitarzystów rockowych cenię Iommiego (Black Sabbath), czy Ritchiego Blackmore'a, szczególnie ten drugi w improwizacji i sztuce kompozycji, bije Satrianiego na głowę, moim zdaniem żeby się o tym przekonać wystarczy posłuchać chociażby "Made in Japan" Deep Purple, które zresztą jest jedną z lepszych koncertowych płyt hard rockowych jakie powstały, Satriani nie ma nic na swoją obronę.

Rock psychodeliczny istniał praktycznie tylko w 2 połowie lat 60' (w postaci czystej), najbardziej znanymi przedstawicielami gatunku byli bez wątpienia Beatlesi (gdzieś od "Rubber Soul", a tak na 100% od "Revolvera"):

Poza tym była cała masa zespołów, które czasem wydawały tylko jedną dwie dobre płyty, a później przepadały, np można wspomnieć o zespole "Strawbery Alarm Clock"

http://www.youtube.com/watch?v=4sIhcTpz0lQ

Z ciekawszych propozycji, dwie pierwsze płyty "Soft Machine" to bardzo nietypowa psychodelia (o 3 już pisałem wcześniej, ale to inny styl zupełnie, mimo że od początku "jazzowali"):

w tym nurcie zaczynali także Floydzi, najbardziej znanym kawałkiem z tego okresu jest, grywany także później na koncertach, Astronomy Domine, którego najlepsza wersja znajduje się na części Live krążka "Ummagumma"

http://www.youtube.com/watch?v=w0PcY5Ym0TU

Ten nurt to także tak znane kapele jak The Doors, The Animals, a także po części Yarbirds (zespół w którym grały takie gwiazdy jak Clapton, Beck czy Page). Satriani nie ma z tym nic wspólnego, ale to tylko tak dla systematyki, bo w sumie nazewnictwo jest mało ważne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owszem, wszystkie wymienione przez Ciebie zespoły grały rocka psychodelicznego (Cream nie przez cały okres istnienia, a Hendrix to rzecz sporna, ale w sumie też), tego (zespołów) była naprawdę cała masa, rzuciłem pierwszymi które przyszły mi do głowy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że pojawił się wczesny Pink Floyd z Sydem Barettem. Całkiem dobry tekst o Sydzie do przeczytania pod tym linkiem:

http://savagesaints.blogspot.com/2012/0 ... -last.html

Aktualnie udostępniony jest również materiał z jego ostatniej sesji nagraniowej z 1974 r.:

http://www.youtube.com/watch?v=IZljXK05i6c

Zresztą teraz klikasz i masz. Dla sentymentalistów, to reaktywowali legendarną giełdę płytową w warszawskich Hybrydach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O Herbie Hancock...wybieram się na jego koncert w warszawskiej Sali Kongresowej, 15 Lipca, moim zdaniem jeden z większych spadkobierców stylu Milesa, warto zobaczyć na żywo.

Miles zmieniał style, a Hancock to nie ten instrument, ale niech będzie, że nawiązywał do brzmienia bandu. ;)

Miles z 1991 r. w filmie Dingo i ostatnim, oficjalnym live:

Wszystko o nagraniach Milesa:

http://www.plosin.com/milesAhead/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie Miles jest zbyt "kosmiczny i odklejony" jednak uwielbiam wracać do jego albumu "Kind of Blue". Ja zdecydowanie wolę coś bardziej ułożonego. Mogę tu polecić z całego serca konkurenta Milsa jakim był Wynton Marsalis. Po prostu bardziej przypada mi do gustu odmiana tradycyjnego jazzu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie Miles jest zbyt "kosmiczny i odklejony" jednak uwielbiam wracać do jego albumu "Kind of Blue". Ja zdecydowanie wolę coś bardziej ułożonego. Mogę tu polecić z całego serca konkurenta Milsa jakim był Wynton Marsalis. Po prostu bardziej przypada mi do gustu odmiana tradycyjnego jazzu.

Na wieczór w tradycyjnym klimacie, Miles z muzyką do filmu "Windą na szafot" z 1958 r.:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miles zmieniał style, a Hancock to nie ten instrument, ale niech będzie, że nawiązywał do brzmienia bandu. ;)

Tamto to był skrót myślowy, aczkolwiek Hancock w swojej twórczość, szczególnie w Mwandishi był dużo bliżej tego fussionowego/elektrycznego Davisa niż tacy ludzie jak np Corea z jego "Return to Forever" czy McLaughlin z "The Mahavishnu Orchestra".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miles zmieniał style, a Hancock to nie ten instrument, ale niech będzie, że nawiązywał do brzmienia bandu. ;)

Tamto to był skrót myślowy, aczkolwiek Hancock w swojej twórczość, szczególnie w Mwandishi był dużo bliżej tego fussionowego/elektrycznego Davisa niż tacy ludzie jak np Corea z jego "Return to Forever" czy McLaughlin z "The Mahavishnu Orchestra".

Wydaje mi się, że elektryczny nurt był w latach 70. XX w. na topie u większości. Dalszych karier, poszczególnych muzyków Milesa nie mam rozpracowanych, no może poza Jarettem. Życzę miłego odsłuchu Herbiego w Kongresowej. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.