swordfishtrombone Posted October 4, 2016 Report Share Posted October 4, 2016 Koledzy, Nigdy szczególnie nie wierzyłem w medycynę alternatywną ani żadne naturalne remedia. Jestem w pewnym sensie człowiekiem nauki i rozum nie pozwala mi uwierzyć w to, że jakieś okłady z czarnej rzepy pozwolą wyleczyć zaawansowany nowotwór, i że niedobre rządy i obmierzły przemysł farmaceutyczny przed nami tę wiedzę ukrywają. Nie trafia do mnie argument, jacy to dawniej ludzie zdrowi byli, jak tych leków nie było, bo wiem, że dawniej ludzie wcale nie byli zdrowsi niż teraz (było mniej chorób cywilizacyjnych, ale mimo wszystko długość życia znacznie się wydłużyła). Mimo wszystko założyłem ten wątek, żeby przedyskutować - na pół poważnie - różne takie "domowe sposoby", ziołolecznictwo, wywar z naci wlać do gaci. Byłoby szczególnie ciekawie, gdyby dyskusję - jeśli taka się wywiąże - uświetnił ktoś z prawdziwą wiedzą z zakresu farmacji lub medycyny. To właśnie bycie - w pewnym sensie - człowiekiem nauki skłoniło mnie do wypróbowania kilku "babcinych sposobów", w myśl zasady: jeśli nie pomoże, to przynajmniej nie zaszkodzi (bo nie zaszkodzi, prawda?). Otóż od paru miesięcy z uporem godnym lepszej sprawy piję wywar z siemienia lnianego - zacząłem od tego, że cierpiałem na chrypki i suchość w gardle (w związku z wykonywanym zawodem mówić muszę praktycznie bez ustanku, często do dużych grup w źle nagłośnionych salach). Wyczytałem, że takie siemię lniane, oprócz bycia śluzowatą substancją, która pomaga błonom śluzowym (w gardle, ale niżej też), zawiera też całą tablicę Mendelejewa. Zaobserwowałem, że - jako skutek uboczny - znacznie poprawiła się kondycja moich włosów i skóry głowy. Od kilku tygodni natomiast stosuję "oil pulling", czyli dwudziestominutowe płukanie ust olejem (w moim przypadku kokosowym, ale wypróbuję też inne). Ma podobno działać cuda jeśli chodzi o higienę jamy ustnej, która z kolei ma zasadniczy wpływ na zdrowie całego organizmu. Skutków do tej pory nie zaobserwowałem, a jeśli jakieś, to raczej negatywne - nie sypiam najlepiej (ale to nie od oleju, mam nadzieję :D). Zachęcam do dyskusji - znacie/stosujecie inne tego typu metody? Z jakim skutkiem? 2 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
White Haven Posted October 4, 2016 Report Share Posted October 4, 2016 Jeżeli jesteśmy przy ziołach to lata temu na etapie gimnazjum/liceum lekarka zamiast drogich maści i płynów na cerę poleciła mi picie kilka razy na dzień tzw. "bratka", a konkretnie ziela fiołka trójbarwnego. Trądzik już po miesiącu znacząco się zmniejszył, a potem całkiem zniknął i przeszedłem ten etap w życiu w miarę bezstresowo (przynajmniej pod tym względem ;)) 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
CzyDe Posted October 4, 2016 Report Share Posted October 4, 2016 http://www.tlustezycie.pl -> lubię tę stronę, sporo kontrowersji, ale też ciekawe spostrzeżenia, mniej więcej w zakresie tego tematu 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 4, 2016 Author Report Share Posted October 4, 2016 A właśnie, à propos diety paleo, która też mnie interesuje. Jakieś trzy tygodnie temu trafiłem na wzmiankę o "bulletproof coffee": jest to inspirowana (dość odlegle, z tego, co pobieżnie wyczytałem) dietą paleolityczną mieszanka kawy z masłem i olejem kokosowym. Kubek kawy + łyżka masła + łyżka oleju (olej kokosowy jest stały) ma być idealnym śniadaniem, a także napojem "przed treningiem". Ponieważ lubię kawę i lubię masło, a olej kokosowy lubię w szczególności (znakomita na nim wychodzi kuchnia azjatycka), pomyślałem - to coś dla mnie. Faktycznie, napój wystarczy spokojnie na śniadanie, nie czuje się głodu do obiadu (u mnie pora obiadowa jest - to pewne jak amen w pacierzu, świętsze od Konstytucji - o 13; zaznaczam, że jada się tu też obfite i późne kolacje, często większe od obiadu). Ma niejakie właściwości, ekhem, przeczyszczające, i w tym chyba też nie ma nic złego. Sprzyja utracie wagi (przy moim trybie życia). Natomiast co do treningu (biegam ok. 10 km trzy razy w tygodniu, zawsze przed śniadaniem), to zauważyłem spadek wydolności zamiast obiecanego zastrzyku energii (po takiej kawie biegam gorzej niż na czczo). Generalnie wrażenie pozytywne, a smak bardzo mi odpowiada (uwaga, nie wystarczy składniki wymieszać łyżką, niektórzy polecają użycie blendera, ja po prostu mieszam je w improwizowanym shakerze z zamykanego kubka termicznego). Generalnie mogę polecić, choćby dla samego smaku i szybkości przygotowania i spożycia, co rano bywa nie bez znaczenia. 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
cord Posted October 4, 2016 Report Share Posted October 4, 2016 Geneza bulletproof coffee http://businessinsider.com.pl/lifestyle/kuloodporna-kawa-bulletproof-coffee-z-maslem/695mwlp Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 4, 2016 Author Report Share Posted October 4, 2016 Spróbujcie, to smaczny napój jest. Niedługo pewnie będzie w Starbucksie, to będzie nowe flat white. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
CzyDe Posted October 4, 2016 Report Share Posted October 4, 2016 Bulletproof coffee jest ok (wysyłanie kasy Dave'owi Aspreyowi za jego abrakadabra niekoniecznie, jak ktoś ma za dużo to podam mój nr konta), ale nie polecam jako codzienny nawyk, zdecydowanie za łatwo wrzucić w ten sposób dużo czystego tłuszczu (imho lepiej niż czystego cukru, ale również pozbawionego wartości odżywczych) zamiast prawdziwego żarcia. Polecałbym zamiast tego kubek solidnego bone broth/wywaru mięsno-kostnego (ponoć też robi się modny, nie wiem). Można nagotować na tydzień, zasłoikować i tylko odgrzewać lub przerabiać na zupy. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 4, 2016 Author Report Share Posted October 4, 2016 A to prawdziwy babciny sposób Oczywiście płacenie Aspreyowi za jego magiczne składniki i olej 18 razy lepszy dla mózgu od kokosowego to nie jest najlepszy pomysł. Jak zacznę przybierać na wadzę, przestanę pić bulletproof coffee, dzięki za ostrzeżenie. Póki co piję 5 razy w tygodniu (prócz weekendów) i waga systematycznie choć powoli idzie w dół. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 6, 2016 Author Report Share Posted October 6, 2016 A ja tymczasem przeczytałem, że olej kokosowy sam w sobie jest okrutnie niezdrowy. I co teraz?! Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
p_b Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 Ciekawy wątek, ja do czasu spróbowania medycyny chińskiej w ogóle nie wierzyłem w jej skuteczność. Natomiast kiedy mając gorączkę i kompletnie niedrożne nos i gardło wziąłem przepisane mi 'naturalne' tabletki i po kilku godzinach po chorobie nie było śladu, zacząłem miewać tzw. 'second thoughts'. Podobno jednak lek, który mi przepisano najlepiej działa za pierwszym razem, z każdym kolejnym razem skuteczność spada. 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 6, 2016 Author Report Share Posted October 6, 2016 W serialu "The Night of" (polecam!) eden z bohaterów cierpi na uciążliwą egzemę (czy coś w tym stylu). Każdy lekarz przepisuje mu inne środki i krytykuje wybór poprzednika. Lekarz chiński daje mu mieszankę ziół, która natychmiast mu pomaga, ale tylko na jakiś czas - potem choroba się gwałtownie zaostrza i trafia do szpitala, gdzie lekarz mówi mu, że te zioła nie są dopuszczone do obiegu i zabiłyby go, gdyby brał je jeszcze przez jakiś czas. Może jest w tym coś uniwersalnie prawdziwego. Z tego, co sobie przypominam, jakieś dwa lata temu przyznano Nagrodę Nobla za kurację opartą na tradycyjnej chińskiej medycynie (chodziło chyba o tani i skuteczny lek na malarię?). To chyba pokazuje, że ta chińska medycyna to nie jest takie całkiem mambo-dżambo. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
p_b Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 Daleki jestem z reguły od używania przykładów 'znajomy znajomego', ale teściowa mojego przyjeciela z Szanghaju zachorowała na raka i zachodnie lekarstwa były bardzo nieskuteczne, w związku z czym zaczęto je wspomagać medycyną chińską. W chwili obecnej nowotwór znacznie się zmniejszył. Generalnie w Chinach jest widoczny trend żeby łączyć zachodnią medycynę z tradycyjną chińską. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Popular Post Haz Posted October 6, 2016 Popular Post Report Share Posted October 6, 2016 Pozwolę sobie coś od siebie dorzucić jako medyk (obmierźle konwencjonalny, a więc niechybnie na smyczy koncernów farmaceutycznych). Pewnie jak to zwykle bywa w takich przypadkach, wyjdzie mi ściana tekstu, z góry więc przepraszam. Współczesna medycyna wykształciła sobie bardzo złożone i restrykcyjne metody sprawdzania, czy dane interwencje lecznicze działają, czy nie. Oraz czy działając przy okazji nie wyrządzają chorym większej krzywdy poprzez działania niepożądane. Istnieje coś takiego jak Evidence Based Medicine: to system oceny skuteczności interwencji terapeutycznych w oparciu o możliwie najlepsze dostępne dowody. W tym systemie opisy pojedynczych przypadków - dobrze udokumentowanych, opisanych z każdej strony - są nadal na samym dole hierarchii, mogą stanowić najwyżej podstawę do stwierdzenia: "Hm, to interesujące, powinniśmy to może zbadać jakoś głębiej". Wynika to z tego, że jeśli weźmiemy jeden przypadek, nie sposób tak naprawdę wyizolować jednej rzeczy, która zadziałała. Nie da się też, z punktu widzenia czysto logicznego, wnioskować o związku przyczynowo-skutkowym. Jeśli pacjent chory na nowotwór poddany chemio- i radioterapii zaczyna mieć remisję po podaniu jakichś ziół - nadal nie wiemy co zadziałało (oraz czy to przypadkiem nie jest po prostu nietypowy przebieg choroby). Oznacza to też, że anegdotyczne historie z gatunku "no ale mnie pomogło" są zupełnie niemiarodajne, bo dochodzi tu jeszcze całe mnóstwo innych czynników, z których efekt potwierdzenia czy placebo to tylko wierzchołek góry lodowej. Tymczasem na szczycie hierarchii dowodów uznawanych przez EBM są randomizowane badania kliniczne (Randomized controlled trials). Działa to w dużym skrócie tak, że bierze się możliwie dużą grupę pacjentów (w przypadku dużych, wieloośrodkowych badań często tysiące) chorujących na to samo, w stanie klinicznym opisanym restrykcyjnymi warunkami włączenia i wyłączenia z badania i losowo (to bardzo ważne) przydziela się ich do grupy w której stosuje się placebo (rzecz o której wiadomo, że nie działa) lub dotychczasowy złoty standard terapeutyczny, albo do grupy otrzymującej nową, badaną interwencję (terapię). Do tego często badania te są podwójnie ślepą próbą - ani pacjent, ani prowadzący badanie nie wie, w której grupie znajduje się chory, a więc czy terapia którą otrzymuje to nowy testowany lek, czy placebo. To pozwala na wyeliminowanie jak największej liczby konfundujących zmiennych; pozwala wnioskować na dużej grupie, a nie tylko pojedynczym przypadku, dając nam informacje o prawdopodobieństwie skuteczności interwencji terapeutycznej; pozwala stwierdzić z największą możliwą pewnością że to, co zadziałało, to właśnie ta interwencja; zbierane są dodatkowe dane, co pozwala nam dowiedzieć się jakie są działania niepożądane i z jaką częstością występują. W przypadku konwencjonalnych leków, wykazanie skuteczności i bezpieczeństwa w RCT jest warunkiem sine qua non do ich dopuszczenia do obrotu. Ten system ma, oczywiście, sporo niedoskonałości. Pacjenci włączani do badań klinicznych często nie są do końca reprezentatywni dla ogólnej populacji pacjentów (z których bardzo niewielu ma tylko jedną chorobę, coraz większym problemem jest fakt, że medycyna musi radzić sobie ze starszymi pacjentami chorymi na kilka chorób przewlekłych, które wzajemnie wpływają na swój obraz kliniczny i skuteczność leczenia). Albo: firmom farmaceutycznym bardzo zależy na tym, by wykazać skuteczność swoich leków w badaniach klinicznych, więc będą się starały zrobić wszystko, żeby wyniki jednak wyszły po ich myśli. Jednak to bardzo rzadko, wbrew pozorom, będą po prostu fałszerstwa (to prędzej czy później wyjdzie, w organizację badań klinicznych zaangażowanych jest jednak dużo ludzi, i skończy się wycofaniem publikacji z badaniem i konkretnymi konsekwencjami związanymi z wycofaniem leku z obrotu), częściej spotkamy próby zabawy z analizą danych i statystyką, defioniowaniem punktów końcowych i inne takie rzeczy znane każdemu, kto miał do czynienia z systemem publikacji naukowych w naukach empirycznych (czyli jak tu pokonać publication bias). Jest zatem sporo miejsca na wprowadzenie udoskonaleń. Jest to jednocześnie najlepszy system jakim dysponujemy. Nie ulegajmy iluzji, że skoro jest on niedoskonały, to uprawnione jest stwierdzenie, że dowolna metoda medycyny alternatywnej jest równie dobra, bo w końcu to nic nigdy nie można wiedzieć na pewno. Medycyna alternatywna z kolei jest bardzo dużym worem, do którego wrzuca się rzeczy, które mogą działać (np. rozmaite zioła) oraz rzeczy, które są totalną bzdurą (homeopatia). Zioła mają w sobie substancje chemiczne, które są farmakologicznie czynne. Wiele leków uzyskanych zostało oryginalnie z różnych roślin (albo grzybów, albo bakterii, albo...) i są substancjami występującymi naturalnie. Tylko zamiast polegać na preparatach ziołowych, w których ciężko o konkretne określenie dawki, poziomu zanieczyszczenia itd. się te substancje oczyszcza albo syntezuje w laboratorium (związek chemiczny to związek chemiczny, nie ma znaczenia np. dla receptora czy enzymu na który działa, czy uzyskany został naturalnie czy nie), pakuje w tabletki o znanej dawce, bada pod kątem wchłaniania do organizmu po podaniu i mamy z tego zupełnie konwencjonalne, powszechnie stosowane leki - pierwszym z brzegu przykładem jest przecież aspiryna. Natomiast jest u ludzi przekonanie, że zioła są dobre, bo są naturalne i tym samym nie mogą zaszkodzić - a preparaty ziołowe tak samo można przedawkować, mogą one wchodzić w interakcje z innymi lekami, etc. Z kolei taka homeopatia to totalna bujda, która powstała gdzieś w początkach XIX wieku i jak wiele systemów medycyny alternatywnej proponuje kilka prostych zasad mających stanowić klucz do wyleczenia wszelkich chorób. Podobne lecz podobnym, mówi - czyli jeśli cię swędzi, pomoże ci pokrzywa (bo jej poparzenie powoduje świąd). Ale substancję "leczniczą" należy rozcieńczyć w wodzie - dzięki temu przestanie szkodzić, a zacznie leczyć. Rozcieńczyć zaś należy dosłownie w nieskończoność - preparaty homeopatyczne osiągają rozcieńczenia, w których mało prawdopodobne jest napotkanie choćby jednej cząsteczki rozcieńczanej substancji w "roztworze". Następnie nakrapia się tę wodę na tabletki, pakuje do ładnych pudełek i sprzedaje ludziom po 59,99 za opakowanie (skąd firmy produkujące preparaty homeopatyczne, np. Boiron, mają kasę na lobbowanie za utrzymaniem bardzo korzystnych dla siebie praw: np. w Polsce preparaty homeopatyczne, w odróżnieniu od prawdziwych leków, nie muszą mieć dowodów skuteczności w postaci RCT, ani w sumie żadnych innych, żeby być dopuszczone do obrotu). Tradycyjna chińska medycyna jest kolejnym workiem w większym worku medycyny alternatywnej: w jej skład wchodzi sporo rzeczy, od ziołolecznictwa (patrz wyżej), po akupunkturę (prawdopodobnie nie działa, ale za to wygląda bardzo spektakularnie, no i ciężko dobrać do niej odpowiednie placebo dla sensownego porównania, co ułatwia zadanie ludziom projektującym badania tak, żeby jakąś skuteczność jednak wykazać). Stojąca za nią filozofia przepływu energii życiowej nie ma odzwierciedlenia we współczesnej wiedzy na temat fizjologii i patofizjologii człowieka. Nie znaczy to, że nie ma wśród terapii stosowanych przez tradycyjną chińską medycynę niczego wartościowego - znaczy to, że należy te terapie badać dobrymi narzędziami, oddzielić to co działa od tego co jest mistyczną otoczką, albo tylko tradycją, ale nie przynosi żadnych efektów terapeutycznych, i włączyć to do repertuaru współczesnej medycyny gdy mamy pewność, że działa. Co się zresztą robi. W ramach podsumowania, zwięzły (dla odmiany) cytat: "By definition, alternative medicine has either not been proved to work, or been proved not to work. Do you know how they call alternative medicine that's been proved to work? Medicine." 19 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Velahrn Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 Chciałbym nieśmiało zauważyć, że nie ma czegoś takiego jak "medycyna chińska', "medycyna alternatywna", "medycyna akademicka", podobnie jak nie ma "matematyki azerskiej", "chemii niderlandzkiej" czy "fizyki alternatywnej". Jest jedna niepodzielna medycyna. Nauka, taka sama wszędzie, bo prawa natury są wszędzie te same. I jest szarlataneria. Szamaństwo, czarnoksięstwo, hochsztaplerstwo, znachorstwo. Zwał jak zwał. My lekarze jako profesja wywodzimy się od szamanów, którzy zaczęli sprawdzać, czym leczą, i leczyć sprawdzonym. My poszliśmy do przodu, oni zostali tam gdzie byli, ze swoimi rytuałami, zamawianiem chorób, mzimu i lewatywami z kawy. Artemizyna w leczeniu malarii nie jest "medycyną chińską", podobnie jak digoksyna (alkaloid z konwalii majowej) "medycyną ludową", penicylina (wytwarzana przez pleśnie) "medycyną grzybową" itd. Jeśli coś działa, to jest to po prostu medycyna. Jeśli nie działa, ale ludzie to stosują, to jest to szarlataneria i oszustwo. 5 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Pan Janusz Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 Ja się śmieje, że najlepszą medycyną alternatywną jest ubezpieczenie zdrowotne w Compensie - od kiedy skorzystałem z ich oferty rodzinnej, od 2 lat ani razu nie chorowałem. Cud medyczny normalnie A na poważnie (może trochę mniej) jest wiele sposobów domowych na różne przypadłości, których pewnie skuteczność uzależniona jest od genów i stylu życia. Ale dla mnie najlepsze sposoby zapobiegania chorobom to: Miód pszczeli, koniecznie ze sprawdzonej pasieki, a nie sklepowy, nigdy nie dodawać do gorącej herbaty (zamienia się w cukier przy wyższej temperaturze), można jeść w ramach kanapki z rana. Naprawdę działa cuda Nosić czapkę poniżej 15C, bez wyjątku - niezły truizm, ale... Jak czujemy się źle (mężczyźni mają łatwiej, bo czują wyraźnie różnice między katarem co denerwuje, ale nie wpływa na funkcjonowanie, a uczuciem, że jesteśmy słabi i podatni na atak wroga) - koniecznie wypocenie w łóżku, i to wypocenie takie, że się pływa już prawie w łożu, wystarczy nawet jedna noc tak przespana na wczesnym stadium choroby i rano jak zdrowy się budzimy Na problemy żołądkowe - właśnie ciepła herbata zielona albo w przypadku cięższego obiadu rodzinnego - siemię lniane Na wczesne stadium bóli gardła - whisky, wódka na czysto, powoli pita, czasami w apetkach są takie wódki ziołowe (w Czechach kupuję jak bywam) w małych flakonikach, potrafią zdziałać cuda. 2 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Zajac Poziomka Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 Godzinę temu, Velahrn napisał: Chciałbym nieśmiało zauważyć, że nie ma czegoś takiego jak "medycyna chińska', "medycyna alternatywna", "medycyna akademicka", podobnie jak nie ma "matematyki azerskiej", "chemii niderlandzkiej" czy "fizyki alternatywnej". Jest jedna niepodzielna medycyna. Nauka, taka sama wszędzie, bo prawa natury są wszędzie te same. Nie chcę się wypowiadać na temat fizyki, czy chemii, ale można w sumie powiedzieć że jednej i "takiej samej wszędzie" matematyki nie ma - cała teoria i prawdziwość twierdzeń zależy od wyboru aksjomatów. Zupełnie inaczej wygląda matematyka w której przyjmujemy np. aksjomat wyboru od takiej w której go nie przyjmujemy. Tak samo zupełnie inaczej wygląda geometria euklidesowa od geometrii hiperbolicznej (gdzie np. suma kątów w trójkącie jest zawsze mniejsza niż 180 stopni) Ot, taka ciekawostka. 2 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 6, 2016 Author Report Share Posted October 6, 2016 Godzinę temu, Velahrn napisał: Chciałbym nieśmiało zauważyć, że nie ma czegoś takiego jak "medycyna chińska', "medycyna alternatywna", "medycyna akademicka", podobnie jak nie ma "matematyki azerskiej", "chemii niderlandzkiej" czy "fizyki alternatywnej". Jest jedna niepodzielna medycyna. Nauka, taka sama wszędzie, bo prawa natury są wszędzie te same. Przepraszam, ale argument jest oparty na błędnym założeniu. Jest np. mechanika klasyczna i mechanika kwantowa, więc najwyraźniej prawa natury na poziomie makro- i mikroskopowym nie są takie same. Podobnie jest np. z geometrią (chyba). Każda nauka oparta jest na aksjomatach i w świetle tychże - i tylko w świetle tychże - można zweryfikować prawdziwość jej twierdzeń. Jak ktoś usiądzie i wymyśli nowe aksjomaty, wymyśli nową naukę. Chodzi o to być może, że medycyna to nie jest nauka (w sensie, w jakim nauką jest fizyka), tylko rodzaj rzemiosła (takie podejście lansuje wielu moich znajomych lekarzy). Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Velahrn Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 6 minut temu, swordfishtrombone napisał: Przepraszam, ale argument jest oparty na błędnym założeniu. Jest np. mechanika klasyczna i mechanika kwantowa, więc najwyraźniej prawa natury na poziomie makro- i mikroskopowym nie są takie same. Albo są, ale po prostu nie umiemy tego zbadać i opisać... Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 6, 2016 Author Report Share Posted October 6, 2016 ...przy użyciu metody klasycznej, więc pojawia się metoda alternatywna, która też wszystkiego opisać nie potrafi, więc pojawia się kolejna. Na tym z grubsza polega rozwój nauki, przynajmniej tak czytałem. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Velahrn Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 9 minut temu, swordfishtrombone napisał: ...przy użyciu metody klasycznej, więc pojawia się metoda alternatywna, która też wszystkiego opisać nie potrafi, więc pojawia się kolejna. Na tym z grubsza polega rozwój nauki, przynajmniej tak czytałem. I chyba dobrze czytałeś :). Jednakże, szarlatani w rodzaju irydologów, bioenergoterapeutów, homeopatów, cieciorkowiczów (nie wiem czy mają jakąś nazwę, chodzi o kolesi, którzy nacinają skórę i wkładają tam cieciorkę, myśląc, że wysysa to toksyny), szeptuch, kapłanów voodoo itd. odrzucają metodologię naukową, więc nie byli, nie są, i nigdy nie będą częścią nauki. Medycyna jak najbardziej jest nauką. Każdy, kto twierdzi inaczej, po prostu się myli, i tyle. Przepraszam, że tak dosadnie, ale inaczej nie można. 3 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 6, 2016 Author Report Share Posted October 6, 2016 3 godziny temu, Haz napisał: Tymczasem na szczycie hierarchii dowodów uznawanych przez EBM są randomizowane badania kliniczne (Randomized controlled trials). Kiedyś przy piwie gadałem z kolegą matematykiem z zamiłowaniem do statystyki. Opowiedział mi o tej metodologii badań jak opowiada się dobry żart, twierdząc, że próby są z punktu widzenia statystycznego tak niewielkie (ponoć czasem zaledwie po kilkanaście osób w grupie?), że w ogóle nie można poważnie traktować wyników (coś w stylu: jak 10 razy rzucimy monetą i 7 razy wypadnie orzeł, to formułujemy twierdzenie, że w 70% rzutów monetą wypada orzeł). Ale ja tam nie wiem. Chciałem jeszcze odnieść się do izolowania substancji z ziół i komercjalizowania ich w formie leków. Jak wygląda kwestia wchłaniania przez organizm, czy zawsze np. wyizolowane kwasy tłuszczowe w formie tabletek wchłoną się lepiej niż te z kawałka łososia? Kiedyś, pacholęciem będąc, zapytałem lekarza, dlaczego nie można jeść samych kapsułek, tylko trzeba jeść ryby, szpinak itd., i odpowiedział najzupełniej poważnie, że "prawdziwe jedzenie" przyswaja się nieporównywalnie lepiej od tabletek. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Velahrn Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 31 minut temu, swordfishtrombone napisał: Kiedyś przy piwie gadałem z kolegą matematykiem z zamiłowaniem do statystyki. Opowiedział mi o tej metodologii badań jak opowiada się dobry żart, twierdząc, że próby są z punktu widzenia statystycznego tak niewielkie (ponoć czasem zaledwie po kilkanaście osób w grupie?), że w ogóle nie można poważnie traktować wyników (coś w stylu: jak 10 razy rzucimy monetą i 7 razy wypadnie orzeł, to formułujemy twierdzenie, że w 70% rzutów monetą wypada orzeł). Ale ja tam nie wiem. Chciałem jeszcze odnieść się do izolowania substancji z ziół i komercjalizowania ich w formie leków. Jak wygląda kwestia wchłaniania przez organizm, czy zawsze np. wyizolowane kwasy tłuszczowe w formie tabletek wchłoną się lepiej niż te z kawałka łososia? Kiedyś, pacholęciem będąc, zapytałem lekarza, dlaczego nie można jeść samych kapsułek, tylko trzeba jeść ryby, szpinak itd., i odpowiedział najzupełniej poważnie, że "prawdziwe jedzenie" przyswaja się nieporównywalnie lepiej od tabletek. Niestety, właśnie nie wiesz, co też sam przyznajesz. Badanie musi być istotne statystycznie, by zostało uznane za wartościowe. To, co opowiedział Ci przy piwie matematyk, nazwałbym "dowodem anegdotycznym" (tl:dr jest to bezwartościowe). Jeśli Cię to interesuje, polecam publikacje o EMB-ie Medycyny Praktycznej, lub choćby ten krótki artykuł - http://www.mp.pl/artykuly/10525,ocena-artykulow-o-leczeniu-lub-zapobieganiu-cz-iii-statystyczna-ocena-wynikow Drugi akapit zawiera tak ogólne pytanie, że trudno się krótko odnieść. Ale spróbuję. Kwestiami wchłaniania leku do organizmu, jego dystrybucją i metabolizmem zajmuje się nauka zwana farmakokinetyką, będąca dziedziną farmakologii. Z grubsza, zioła są bardzo złymi lekami, dlatego izoluje się związki czynne i robi z nich "kapsułki". Dlaczego? Po pierwsze, są niestandaryzowane (czyli zawartość substancji czynnej w surowcu farmaceutycznym jest zmienna), po drugie, zawierają wiele dodatkowych, niepotrzebnych związków chemicznych (jeśli chcemy podać atropinę, to nie potrzebujemy naprawdę pozostałych alkaloidów z wilczej jagody), po trzecie, często są niewygodne i trudne w przygotowaniu . Nie można też porównywać prawidłowego odżywiania się z prawidłowym leczeniem. Faktycznie, żadna suplementacja nie jest w stanie zastąpić zbilansowanej diety. Jednakże, jeśli byś miał gorączkę, poleciłbym ci raczej tabletkę aspiryny niż korę z wierzby. Btw obecnie nie istnieją zalecenia suplementacji jakichkolwiek witamin albo suplementów dla ogólnej populacji polskiej, z wyjątkiem suplementacji witaminy D. Swoim pacjentom zawsze odradzam przyjmowanie preparatów "multiwitaminowych", "na odporność" i podobnych, poza ściśle określonymi wskazaniami. Nie wiem o jakich substancjach ziołowych albo kwasach piszesz (EPA? DHA?), jeśli sprecyzujesz, być może będę w stanie pomóc. 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 6, 2016 Author Report Share Posted October 6, 2016 No to zapytam konkretnie. Przez ok. 5 m-cy piłem codziennie (no, powiedzmy, 9 dni na 10) wywar z siemienia lnianego (jedna łyżka stołowa), czasem z łyżką miodu. W tym czasie nie przyjmowałem żadnych innych leków, ani nie zmieniłem trybu życia. Zaobserwowałem, że zasadniczo poprawiła się kondycja moich włosów i skóry głowy (nic mnie nie swędzi, jak wcześniej regularnie bywało, włosy wydają się grubsze, w okolicach, gdzie lekko się przerzedziły były (Norwood 2), pojawiły się nowe włosy - nie mam czupryny piętnastolatka, ale powiedzmy, że te niewielkie zakola pokryte są włosami w 40-50%). Czy ta substancja w siemieniu lnianym, która to sprawiła (co to mogło być?) jest dostępna w tabletkach i można siemię tabletkami zastąpić? Bo chętnie dałbym sobie spokój z tym gotowaniem siemienia, sporo z tym zachodu. Pytam najzupełniej poważnie. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Velahrn Posted October 6, 2016 Report Share Posted October 6, 2016 Niestety, nie wiem. Siemię lniane to po prostu ziarna lnu, i jak każde ziarna, zawierają bardzo wiele substancji - różnego rodzaju białka, cukry i pochodne, kwasy tłuszczowe, witaminy, makro- i mikroelementy. Przeszukałem na szybko Cochrane Collaboration oraz bazę Medycyny Praktycznej, ale nie znalazłem jakichkolwiek odniesień co do udowodnionego wpływu siemienia lnianego na odrastanie włosów. Ciesze się, że Twoje dolegliwości się zmniejszyły, ale nie wiem, czy miało to związek z piciem wywaru z siemienia. Jednakże, w mojej ocenie nie ma przeszkód, abyś kontynuował tę terapię, jeśli tylko odczuwasz subiektywną poprawę (picie wywaru można uznać po prostu za element diety). 3 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
swordfishtrombone Posted October 6, 2016 Author Report Share Posted October 6, 2016 Miałem cichą nadzieję, że to po prostu witamina E, ale skoro nie wiadomo, pozostaje mi pić siemię. Nie zaszkodzi, tym bardziej, że rok akademicki znowu się zaczął, więc pomoże mi utrzymać gardło na odpowiednim poziomie śluzowatości :). Bardzo dziękuję za pomoc. 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.