Skocz do zawartości

Koszty wychowania dzieci w Polsce


damiance

Rekomendowane odpowiedzi

Polecam raport "Koszty wychowania dzieci w Polsce 2015", opublikowany niedawno przez Centrum im. Adama Smitha.

 

link: http://smith.pl/artykuly/raport-koszty-wychowania-dzieci-w-polsce-2015

 

 

Temat nie jest ani modny, ani rozrywkowy ale niezmiernie istotny. Wpływa na życie każdego z nas. Dla osób niezainteresowanych przeczytaniem kilkunastu stron raportu polecam streszczenie (poniżej). Bardzo ciekawe są porównania międzynarodowe. Warto zwrócić uwagę na rozwiązania brytyjskie - str. 13.

 

Może przyda się młodszemu pokoleniu naszych forumowiczów, stojących przed wyborem życia w kraju innym niż Polska.

 

post-12-0-64712500-1441434846_thumb.jpg

  • Oceniam pozytywnie 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę mierny ten raport. Bazuje tylko na średnich miesięcznych kosztach utrzymania, a reszta argumentów jest sloganami nie popartymi żadnym dowodem (co nie znaczy, że są fałszywe) - jednak przedstawiając jakąś tezę warto by podać na czym się bazowało. 

 

Raport byłby ciekawszy gdyby uwzględniał:

- rejon w którym się mieszka - wystarczy przeprowadzić się z jednej z centralnych dzielnic Warszawy do któregoś z okolicznych miejscowości, a koszty potrafią spaść znacznie

- typ zatrudnienia rodziców 

- to czy ktoś stawia na publiczną edukację, czy prywatną dziecka

- firmy zatrudniające - sporo czasu marnować można na dowożenie dziecka na drugi koniec miasteczka do żłobka, a często większe korpo mają siedziby w biurowcach, gdzie jest żłobek dla pracowników. A każda godzina zmarnowana = mniejszy dochód. Do tego w mniejszej firmie często nie ma ubezpieczenia medycznego, a sama sam ciąża to jest około 2-3k na same badania obowiązkowe

- skomplikowane przepisy o chorobowym matki i macierzyńskim - jeżeli matka nie jest specjalistą albo pracuje w korpo to praktycznie ciąża = utrata pracy. Kiedy się planuje taki krok, to jeszcze pół biedy - ale część ludzi może żyć w złudzeniu, że pracodawca nie zwolni od razu ciężarnej i wtedy można zostać z niczym 

 

Dodatkowo to co moim zdaniem powinno być wskazane w raporcie to:

- wpływ lobby podręcznikowego na koszty edukacji dzieci - żyjemy w zupełnie nowym modelu społeczeństwa, gdzie każdy ma dostęp do wiedzy pod ręka za pomocą internetu w komórce. Każdy sprawdza opłacalność zakupu w sklepie na komórce, przy kłótniach ze znajomymi od razu sięga się po nią w celu zweryfikowania kto ma racje. A dalej tkwimy w tym bezsensownym i nieefektywnym modelu kupowania co roku pięknych, drogich podręczników z wiedzą, która jest za darmo na wyciągnięcie ręki w każdym domu. 

  • Oceniam pozytywnie 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodatkowo to co moim zdaniem powinno być wskazane w raporcie to:

- wpływ lobby podręcznikowego na koszty edukacji dzieci - żyjemy w zupełnie nowym modelu społeczeństwa, gdzie każdy ma dostęp do wiedzy pod ręka za pomocą internetu w komórce. Każdy sprawdza opłacalność zakupu w sklepie na komórce, przy kłótniach ze znajomymi od razu sięga się po nią w celu zweryfikowania kto ma racje. A dalej tkwimy w tym bezsensownym i nieefektywnym modelu kupowania co roku pięknych, drogich podręczników z wiedzą, która jest za darmo na wyciągnięcie ręki w każdym domu.

no i piękne "bo się zmieniła podstawa programowa"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Capo, ze możesz odczuwać niedosyt danych liczbowych porównań itd. Weź pod uwagę, że im grubszy raport tym mniejsza szansa, że ktoś go przeczyta a z założenia - ja tak rozumiem - materiał miał popularyzować temat, w formie przystępnej, nadającej się do cytowania w prasie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Damianie, nie chodzi o to, że czepiam się o samą ideę. Wyznaje zasadę, że szukanie błędów i niedoróbek pozwala nam lepiej zrozumieć temat. Jestem z natury pesymistą i analizuje temat przez szukanie niedróbek. 

Niestety żyjemy w kraju, w którym posiadanie dziecka wiąże się z takim samym planem inwestycyjnym, zarządzaniem ryzykiem i planowaniem, że część ludzi boi się za to zabrać i zostawia to na okolice 35 życia (a to kłoci się z moim planem, by wygonić dzieci z domu przed ukończeniem 50 roku życia i mieć jeszcze tę parę lat by się znów nacieszyć wolnością, zanim będziemy starzy, zmęczeni i brzydcy :) )

 

Ale zrozumienie problemów, rozbicie jednego większego 170k na pomniejsze wydatki, umożliwia przemyślenie sprawy i wymyślenie obejścia tych problemów. A wtedy nie jest to takie straszne jak wcześniej. A z raportu można odnieść wrażenie, że jest źle, jest za wysoki VAT i koniec. Nie będzie przedłużenia rodu :) 

  • Oceniam pozytywnie 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zgoda - powiedzmy 10k rocznie (uwaga: w cenach stałych z dzisiaj) to nie jest wyzwanie nie do przejścia, ale w proporcji do zarobków (pominąwszy Warszawę) nie jest różowo, w porównaniu z innymi krajami (dochód do dyspozycji).

VAT uderza w populację znajdującą się w "niskobudżetowej połowie rozkładu zarobków"

 

Inna sprawa że w cyfrach ciężko złapać czynniki jakościowe, np. poziom edukacji Polska vs. GB.

Wiele osób ląduje z pierwszym (i ostatnim) dzieckiem w rejonach 35+ a to nie jest optymalne.

Ja z natury jestem optymistą, ale w mojej ocenie, ten odcinek frontu "pasma sukcesów" wygląda marnie, bomba demograficzna nas dosięgnie bo nasza "klasa" polityczna nie była i nie jest zdolna do podejmowania dalekosiężnych decyzji.

 

Złowieszczo brzmią dwa ostatnie zdania z zakończenia raportu, potwierdzające (dla nas nic nowego) że w Polsce wiele działań jest i będzie motywowanych trwaniem przy władzy:

 

V. Zakończenie: Jak sprawić, aby rządzący działali na rzecz polskich rodzin?

Od wielu lat badacze i uważni obserwatorzy przemian w naszym kraju wskazywali na groźbę nadchodzącej demograficznej zapaści Polski jako na najważniejszy problem publiczny. Wielu z nich wołało, i wciąż woła, o budowanie w Polsce państwa przyjaznego rodzinie z dziećmi. Doświadczenie innych państw dowodzi, że wskaźniki dzietności mogą zostać poprawione (chociaż z pewnością nie powrócą do poziomu z lat 60. XX wieku), gdy polityka prorodzinna nie ograniczy się do punktowych interwencji typu „becikowe” czy ulga w podatku dochodowym, lecz przede wszystkim będzie opierać się na poprawie jakości usług publicznych, w tym ochrony zdrowia i edukacji. Poprawianie piramidy wieku to zadanie na wiele lat, gdyż kolejne rządy powinny z konsekwencją budować warunki sprzyjające rozwojowi gospodarczemu, zatrudnieniu (chodzi bowiem o to, aby wzrost produktywności prowadził do wzrostu płac i umożliwiał wzrost ekonomicznej samowystarczalności rodzin) oraz usługom publicznym skierowanym do rodzin z dziećmi. Wymagać to będzie rządów i polityki odpornych na presję wyborców. Istotą demokratycznej polityki, w której współzawodniczą partie i politycy, jest jednak wsłuchiwanie się w głosy najliczniejszych aktywnych wyborców. W starzejącym się społeczeństwie są nimi oczywiście starzejący się wyborcy.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze się uczę i nie słyszałem, by ktoś szedł do szkoły prywatnej, chyba że mówimy o dzieciach lekarzy, przedsiębiorców, prawników etc., może bardziej na zachód od podlasia sytuacja wygląda nieco inaczej ;D Bo na korki rzeczywiście chodzi 80-90% moich rówieśników z różnych powodów i przedmiotów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na zachód od Podlasia wiele kwestii wyglada bardziej "zachodnio" ;-) poza tym warto przyswoić sobie zasadę, że gdy czegoś nie widać, to nie oznacza, że tego nie ma. Czasem do prywatnych szkół trafiają dzieci z rożnymi dysfunkcjami, a także z dysfunkcjami swoich rodziców. Nie da się tego sprowadzić do grubości portfela i zasady prywatna=droższa=lepsza.

  • Oceniam pozytywnie 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na zachód od Podlasia wiele kwestii wyglada bardziej "zachodnio" ;-) poza tym warto przyswoić sobie zasadę, że gdy czegoś nie widać, to nie oznacza, że tego nie ma. Czasem do prywatnych szkół trafiają dzieci z rożnymi dysfunkcjami, a także z dysfunkcjami swoich rodziców. Nie da się tego sprowadzić do grubości portfela i zasady prywatna=droższa=lepsza.

oj da się, naprawdę...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli szkoła jest faktycznie lepsza to tak. Ale w Polsce na poziom liceum raczej dominują szkoły publiczne jeżeli chodzi o wysoki poziom nauczania, dużo jest za to prywatnych podstawówek, gdzie organizuje się dzieciom bardzo szeroki zakres zajęć dodatkowych - bo poziom nauczania w SP nie ma (imho) żadnego znaczenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytanie, co to jest "wysoki poziom nauczania"? Ja mam wrażenie, że szkoły publiczne przeszły z trybu "nauki" na tryb "sprawdzania wiedzy". Uczą niech się sami uczniowie, z pomocą rodziców - nauczyciel to sprawdzi i opisze* :) 

 

 

*(na bazie własnych doświadczeń jako rodzica)

  • Oceniam pozytywnie 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to trochę dziwne co powiem,ale dziecko tak naprawdę warto uczyć samemu (kolosalna różnica jeżeli chodzi postępy), przynajmniej na etapie początkowym kiedy większość jest w "stanie dać radę programowo".

Mówi to (po małej części ale zawsze nauczyciel), którego dziecko chodzi do prywatnej szkoły.  Szkoły prywatne są lepsze gdyż: klasy są małe max 15 osób (nauczyciel jest w stanie poświęcić więcej czasu jednostce), jest bezpieczniej, większa kontrola nad dzieckiem i bardziej domowa atmosfera. Dużyzakres zajęć dodatkowych w/g mnie nie jest aż tak bardzo istotny bo w większości przypadków są one "sztucznie pompowane".

"Jakość nauczycieli" w prywatnych szkoła jest "teoretycznie wyższa".

Reasumując w/g mnie najważniejszy jest czas jaki nauczyciel poświęca indywidualnie dziecku:

-szkoła publiczna klasa ok 30 osób - mało czasu dla jednostki w czasie 45 minut

-szkoła prywatna max 15 osób - teoretycznie dwa razy więcej czasu

-indywidualne nauczanie  (samemu lub guwernantka)- praktycznie całe 45 poświęcone jednemu 15x lepiej od prywatnej, 30x lepiej niż publicznej

Prosty przykład córka chodziła dwa lata do szkoły pływania - efekty mizerne, Zatrudniłem ratownika aby ją uczył: po 4 lekcjach dzieciak zdał na kartę pływacką. 

  • Oceniam pozytywnie 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako obecny uczeń liceum państwowego mogę wyciągnąć aktualne wnioski na temat edukacji. Prawda jest taka, że im mniej dany nauczyciel podąża za zaleceniami ministerstwa oświaty a bardziej opiera się na własnym doświadczeniu tym jakość nauczania jest wyższa. Programy nauczania pełne są nonsensów, a najlepsi są nauczyciele którzy po prostu je ignorują. Edukacja publiczna moim zdaniem powinna być całkowicie zlikwidowana na rzecz prywatnej. Ciekawym rozwiązaniem pośrednim są też bony edukacyjne. Temat ogólnie jest dosyć szeroki jednak wszystko zazwyczaj sprowadza się do stwierdzenia prywatne>państwowe.

Polecam http://mises.pl/blog/2013/04/30/rockwell-a-gdyby-zlikwidowac-szkoly-publiczne/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- rejon w którym się mieszka - wystarczy przeprowadzić się z jednej z centralnych dzielnic Warszawy do któregoś z okolicznych miejscowości, a koszty potrafią spaść znacznie

10 lat dojeżdżałem z takiej miejscowości, a od 4 lat mieszkam na dwa domy - w tygodniu w "jednej z cetralnych dzielnic Warszawy", w weekendy często pod Warszawą. Jedyne co mniej kosztuje poza Warszawą to nieruchomości i dentysta. Woda z wodosiągów, ciepło z ciepłowni, prąd - dużo tańsze w Warszawie. Tak samo jak usługi internetowo-telewizyjne. Paliwo również taniej tankuję w Warszawie niż pod Warszawą (bynajmniej nie na stacji przy Tesco). Z kolei takie rzeczy, jak mleko w proszku, zupki, pieluchy, chusteczki, żele, szampony, maście, witaminy itd. - cóż, w każdym Rossmann'ie ceny takie same. Również bolesne wydatki jednorazowe: wózek, fotelik, szczepionki ( moja dwójka wchłonęła z tytułu szczepionek na razie równowartość garnituru od Zaremby, a to jeszcze nie koniec) itd. nie zależą od lokalizacji. Oczywiście w Warszawie jest większa presja środowiska, żeby mieć najnowszego Iphone'a, ale przecież nie o to chodzi :-).

Jeżeli chodzi o edukację, to dylemat publiczna/prywatna jest zbytnim uogólnieniem wobec takich szczegółów jak zdolności dziecka, indywidualność poszczególnych nauczycieli,praca rodziców. Oczywiście w publicznej szkole w wyjątkowo podłej lokalizacji ("nasza" rejonowa szkoła podstawowa w Warszawie jest jedną z bodaj trzech najgorszych w całej aglomeracji) nawet zdolny uczeń może się nie przebić, ale to skrajność, nawet średnio rozgarnięty rodzic wyeliminuje takie ryzyko. A i w szkołach prywatnych standardy są bardzo różne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również jestem od przeszło dwóch lat "inwestorem" ;) Prawda jest taka, że w ten sposób w jaki teraz rozmawiamy o naszych pociechach dla większości społeczeństwa jest obcy. Nie mówię tutaj o samej relacji wysłania dziecka do szkoły prywatnej czy państwowej, bo tutaj zgodzę się, że czasami po prostu rodziców na prywatne nauczenie nie stać, mimo najszczerszych chęci (mówię np. o sytuacji gdzie jest trójka dzieci a rodzice zarabiają w okolicach najniższej krajowej) Z tonu wpisanych wyżej wypowiedzi wynika troska o nasze dzieci, chęć dania im szansy rozwoju czy stymulowania tego rozwoju. Moim zdaniem największe szanse powodzenia ma właśnie rzeczona stymulacja, przy okazji jest ona najtańsza ale wymaga włożenia sporo pracy i wysiłku)

IMO należy dziecku świat pokazywać z innej strony/ perspektywy niż z góry narzuca mu to otoczenie/ program MEN itd.

Odpowiedzmy sobie na pytanie, jak zarazić dziecko chęcią czytania i zgłębiania literatury kiedy to dziecko w życiu nie widziało rodzica z książką w ręce? (gdzieś ostatnio przewinęła mi się informacja, że wg badań Biblioteki Narodowej  w 2014 roku 19 milionów Polaków, powyżej 15 roku życia, nie przeczytało ani jednej książki! ) Szkoła tym raczej nie "zarazi" bo tam ważne jest to, żeby wszystko szło zgodnie z programem i żadnych opóźnień.

Jak wytłumaczyć dziecku czym jest Romantyzm, kiedy jedyną rzeczą z którą nam się kojarzy to kolacja ze świecami i kwiaty dla tej drugiej połówki? (Tak, mój kolega na maturze mając pytanie o tę epokę właśnie w taki sposób ją opisał - na 2 strony!)

Jak uwrażliwić dziecko na muzykę kiedy w domu jedynym obowiązującym "gatunkiem" jest disco polo?

I takich pytań można zadawać mnóstwo.

Moim zdaniem to właśnie na barkach nas rodziców spoczywa największa odpowiedzialność pod tym względem. Wystarczy trochę wysiłku, za którym naprawdę, wielkie koszty nie idą , żeby pozwolić dziecku rozwijać się ponad podstawę programową a przede wszystkim spowodować w nim głód wiedzy.

Tak jak kolega wyżej pisał, mamy dostęp poprzez internet do ogromu darmowej wiedzy, wystarczy, że rodzic postara się bardziej zgłębić jakiś temat (nawet w zakresie podstawowym) i przy odrobinie kreatywności zasieje w dziecku ziarno wiedzy które miejmy nadzieję będzie kiełkować .

Nie chcę być odebrany teraz jako populista.... Mój ojciec: tokarz-ślusarz pracujący w dużej wówczas fabryce (z całym, ogromnym szacunkiem do niego) na pewno nie jest Hawkingiem, jednak dzięki niemu i organizowanym przez niego wycieczkom do lasu nauczyłem się odróżniać porosty, grzyby, nauczył mnie rozpoznawania stron świata,  nazywania podstawowych gatunków chmur, drzew. Poznałem dzięki niemu składniki ekosystemu kiedy ani on, ani ja nie wiedzieliśmy, że to się w ogóle nazywa ekosystem.....

Mama- gospodyni domowa, zabierała mnie na audycje umuzykalniające, teatrzyki, tłukła się ze mną kilkanaście kilometrów autobusem żeby zobaczyć nową wystawę w muzeum, a ja chodziłem z otwartą buzią i chłonąłem to wszystko jak gąbka....

Teraz z perspektywy czasu powiem jedno- opłacało się to. Uwielbiam czytać książki, rozmawiać o sztuce (bez zadęcia), grać na trąbce, odkrywać nieznane mi gałęzie wiedzy. Nie muszę chować głowy w piasek czy uciekać kiedy mam okazję porozmawiać z np jakimś panem profesorem.

Dlaczego to wszystko piszę? Chcę zwrócić uwagę, że same prywatne najlepsze uczelnie i szkoły, dodatkowe zajęcia z języka chińskiego z prywatnym lektorem, szkoła muzyczna, basen i squash potrafią dziecku w przyszłości życie ułatwić i to jest pewnik! Jednak bez aktywnego udziału nas rodziców, to wszystko będzie miało znacznie mniejszą "siłę rażenia"...

Na koniec jeszcze na potwierdzenie mojej tezy powiem, że jeżeli ktoś naprawdę nie ma pieniędzy, a jest choć trochę zawzięty i kreatywny to spowodowuje, że dziecko będzie samo chciało swoją wiedzę pogłębiać i ją zdobywać.

  • Oceniam pozytywnie 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodzę się ze Skalpelem, chociaż trochę nieświadomie zapoczątkowałem temat prywatnych szkół, osobiście ich nie lubię w dalszych etapach edukacji (jedyne do podstawówki byłbym w stanie wysłać dziecko). Sam chodziłem 3 lata do prywatnej szkoły i ten okres wspominam bardzo źle - głównie ze względu na roszczeniową, nowobogacką postawę rówieśników, którzy wbrew obiegowej opinii nie byli w większości dziećmi lekarzy, ale drobnych przedsiębiorców, którym się udało wybić. 

 

Koniec końców sam chciałem iść potem do publicznego liceum (żałuje, że nie wybrałem jakiegoś technikum, miałbym jakąś potrzebną w życiu inną umiejętność, zamiast 3 raz powtarzać od początku historię albo przypadki na polskim) - spełniłem swoje marzenia o studiach tylko dlatego, że większość nauczycieli przymykała oko na to, że siedziałem na ich lekcjach z kalkulatorem i trzepałem zadanka z matematyki i fizyki, albo po prostu odsypiałem noc - ale gdzie tutaj sens i logika edukacji? 

 

Więc reasumując, w tej kwestii warto przemyśleć sprawę, czy pieniądze jakie ładujemy w szkołę i zajęcia dodatkowe dziecka, nie mogłyby być lepiej spożytkowane w inny sposób (np. dodatkowe dwa dni w miesiącu urlopu tylko na naukę dziecka samodzielnie albo sprzęt na zajęcia na które dziecko właśnie chce chodzić) - i to jest kolejny punkt z naszych wyjściowych 170k które możemy próbować optymalizować. 

 

Z dodatkowych rzeczy na które warto zwrócić uwagę:

- koszt jednostkowy wychowania dziecka, kiedy ma się więcej niż jedno - teoretycznie drugie dziecko powinno nasz kosztować już znacząco mniej (w raporcie to jest jedynie podanie końcowej liczby) 

- powrócę do kwestii zamieszkania - w przypadku wsi, często młode małżeństwa mieszkają w domu rodziców (często spotykany model domu, gdzie dwa piętra = dwa mieszkania) - pomoc dziadków jednak jest i pozwala zaoszczędzić czas i dzielić koszta, w mieście zaś jest bliżej cała infrastruktura 

 

Coś co ma też wpływ na końcowy koszt to edukacja finansowa dzieci - czyli odwieczny problem, czy zamiast kieszonkowego lepiej płacić dziecku za niektóre prace w domu. Bo jednak jak wychowamy sobie sierotę o roszczeniowej postawie, to nas ta cała zabawa znacząco więcej wyniesie:

http://marciniwuc.com/finanse-osobiste/nauka-finansowa-dzieci/

http://marciniwuc.com/finanse-osobiste/edukacja-finansowa-dzieci-04/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skalpel - podpisuję się rękami i nogami pod tym co napisałeś. Jeśli rozwiniesz w dziecku pragnienie chłonięcia wiedzy - bez względu na to czy jest to szkołą prywatna czy państwowa ono samo będzie się lepiej rozwijać. Generalnie szkoła prywatna to firma - płacisz - wymagasz. Zajęcia pozaszkolne organizowane przez nauczycieli, nowoczesne formy edukacji, większy nacisk na warsztaty, nauczyciel, który jest rozliczany za wyniki w sposób prawdziwy, a nie śmieszny jak to ma miejsce w państwowych placówkach to tylko część plusów i przewagi szkół prywatnych. Z drugiej zaś strony można po prostu nie mieć szczęścia do "klimatu" jaki ma szkoła i nie ważne, że szkoła X z metodami rodem z Matrixa ma wysoką skuteczność nauczania, jeśli dziecko się w niej źle czuje. Sam uczyłem się w państwowych placówkach i miałem to szczęście, że spotkałem prawdziwych nauczycieli z powołania, którzy organizowali w soboty nieobowiązkowe warsztaty, za które nie wzięli ani grosza. Uczyłem się 6 dni w tygodniu i najlepsze jest to, że czekałem na tę sobotę - zajęcia prowadzono w języku obcym, były one prowadzone kreatywnie z naciskiem na rozwiązywanie problemów. Uczono nas myśleć - przekazując wiedzę, jaką wykorzystuję do dziś nie mówiąc o studiach.

 

Swoją droga na nic się to zda jeśli rodzic liczy, że szkołą załatwi za niego wszystko. Pewnych nawyków nie stworzy, żadna placówka, jeśli rodzic nie pracuje z dzieckiem od jego narodzenia - wtedy kształcą się zmysły, jego postrzeganie, sposób myślenia i przetwarzania wiedzy. Sam inwestuję w ten sposób - to ciężka praca ale bardzo satysfakcjonująca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.